niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 22 cz.2

- Nie... Ale, ja przecież.... - Spojrzałam na Krisa z desperacją.
-Nie mieliśmy wyjścia. Inaczej byś umarła - Moje serce bilo, jak oszalałe. - Nie mogłem na to pozwolić. Może... Zachowałem się, jak egoista, ale jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł pozwolić ci odejść. - Oczy zaszły mi łzami. Miałam wrażenie, że zaraz eksploduje. - Powiedz coś - Szepnął, załamanym głosem. Odwróciłam od niego wzrok. Co miałam powiedzieć? Wyznałam mu kiedyś, że zaczynają kręcić mnie wampiry i wilkołaki, ale nie do tego stopnia, by stać się stróżem. - Kay... - Wzięłam głęboki, drżący oddech.
-Jestem teraz taka, jak ty. - Powiedziałam cicho, uśmiechając się delikatnie, próbując go jakoś pocieszyć. - Dziękuję. Uratowałeś mi życie. - Mój głos był bez wyrazy, ale mówiłam szczerze. Nie chciałam być stróżem, ale dzięki niemu żyłam.
-Chryste, nie dziękuj. - Wychrypiał i pochylił się nade mną. - Gdybym tylko mógł nie zrobiłbym ego. - Kiwnęłam głową.
-Wiem - Przymknęłam oczy. - Wiem.
-Wybaczysz mi kiedyś? - Mimo woli zachichotałam.
-Mam ci wybaczyć, uratowanie mi życia? Nie bądź głupcem.
-To co wtedy powiedziałaś.. To prawda? - Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Co powiedziałam? - Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
-Że mnie kochasz.
-Och - Moje serce zabiło szybciej. Powiedziałam to? Boże powiedziałam to i nawet tego nie pamiętam. Jestem taka żałosna. Na jego przystojnej twarzy zaczął malować się niepokój. Uniosłam rękę i zaczęłam zataczać koła kciukiem na jego policzku. - Tak. To prawda. - Jego oczy błysnęły radośnie i musnął delikatnie moje usta. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając go bliżej, jednocześnie pogłębiając pocałunek. Tak bardzo chciałam mieć go blisko.
-Tak bardzo się o ciebie bałem - Szepnął z ustach przy moich wargach. - Wariowałem z tęsknoty. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyśmy cie nie znaleźli. - Uśmiechnęłam się, wpatrując się w jego oczy.
-Ale już tu jestem. Prawie cała i zdrowa - Zażartowałam, ale przez jego twarz przemknął cień bólu. - Nie zamartwiaj się. Jestem tu. Żyje i co najważniejsze możemy być razem.
-Tak to najważniejsze. - Owiał mnie słodki zapach z jego ust. Odsunął się i przysiadł na krawędzi mojego łózka, ale wciąż był blisko.
-Czy ta rana nie powinna się zagoić wraz z moją przemianą? - Spytałam.
-Boli cie? - Od razu stał się zaniepokojony. Położyłam dłoń na jego ręku.
-Nie - Mówiłam prawdę. - Jestem ciekawa. - Odetchnął z ulgą.
-Nie wszystkie rany się goją od razu. Wprawdzie proces gojenia potrwa o wiele krócej niż gdybyś była człowiekiem, ale najwidoczniej twój organizm nie potrzebuje tylko przemiany, ale także czasu. - Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
-Co powiedzieliście mojej mamie, bo chyba nie prawdę? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Cieszyło mnie to, że się trochę rozluźnił.
-Nie. Tony skłamał, ze zostałaś jeszcze na trochę w Chorwacji z tatą.
-Pewnie się tym nawet nie przejęła. - Skwitowałam beznamiętnym głosem.
-Dzwoniła do ciebie kilkakrotnie, a Nina jakimś cudem świetnie cie naśladowała.
-Nie wierzę, jesteście okropnymi kłamcami. - Parsknął śmiechem.
-Tylko w wypadkach krytycznych. - Westchnęłam odrobinę zmęczona.
-Jak długo już tu leże?
-Prawie tydzień - Nie byłam zaskoczona. - Powinnaś odpocząć.- Stwierdził, całując mnie czoło.
-Zostaniesz ze mną? Nie chce być sama, wciąż męczyły mnie koszmary. - Uśmiechnął się delikatnie i ułożył się obok mnie, przygarniając mnie do siebie ramieniem.
-Już nigdy nie odejdę.
-To poważna obietnica. - Zaśmiałam się sennie.
-Tylko takie chce ci składać. - Odgarnął włosy z mojej twarzy, a ja zaraz zapadłam w sen, ale nie śniły mi się już żadne koszmary. Był tylko on.

*
-Powiedziałeś jej? - Uchyliłem powieki i spojrzałem na Ninę, która opierała się o framugę drzwi, przyglądając się mi i śpiącej obok Kayli.
-Tak. - Odparłem przyciszonym głosem.
-Wszystko? - Pytała podejrzliwie. Wywróciłem oczami i wstałem, starając się nie zbudzić Kayli. Podszedłem do niej i wyprowadziłem, ją z pokoju.
-To o czym powinna wiedzieć. - Powiedziałem poważnie. Nie chciałem okłamywać Klayli, ale po co ją stresować?
-Jakie szczegóły ominąłeś? - Spytała szyderczo. - Niech zgadnę, zapewne pominąłeś fakt, ze Nathaniel uciekł. Nie wiem, jak mogłam spudłować. - Jej mina była skwaszona. Nikt jej za to nie obwiniał, wystarczyło, że sama się zadręczała. - Zgadłam? - Wpatrywała się we mnie intensywnie.
-Tak. - Przed Niną i tak się nic nie ukryje.
-Uważasz, że to mądre nie mówić jej tego? - Westchnąłem z irytacją.
-Nina daj spokój. Nie chce jej stresować. 
-Jasne. I tak się dowie.
-Wiem. - Spuściłem wzrok na swoje buty.
-Nie łatwiej jej powiedzieć od razu?
-Nie. - Warknęłam.Cofnęła się o krok, świdrując mnie wzrokiem.
-Uspokój się Kris. Nie jestem twoim wrogiem, pamiętaj. - Rzekła i odeszła. Oparłem się o ścianę, wypuszczając z sykiem powietrze z płuc. Może miała racje. Może powinienem jej o tym powiedzieć, ale chciałem ustrzec ją przed kolejny niebezpieczeństwem. Na niczym innym mi nie zależało. Przeczesałem włosy i wróciłem do pokoju. Wciąż spała. Uśmiechnąłem się pod nosem. 
-Kocham cie Kay - Powiedziałem cicho. - Nie dam cie więcej skrzywdzić.

I znów po długiej przerwie pojawia się kolejny rozdział. :) Mam nadzieje, że się podoba i cierpliwie będziecie czekać na następny. ;) Pozdrawiam. ;) 

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 22. Cz.1

Jednego czego byłam pewna to tego, że na pewno nie znajduję się w niebie. Ostry ból przeszywał całe moje ciało, a ja nawet nie mogłam otworzyć oczu. Coś trzymało mnie w tej nieskończonej ciemności. Próbowałam się wyrwać z jej sideł, ale na marne. Byłam zbyt słaba, a ona zbyt mocna. Czasem myślałam, że to Camil. Ona mnie tu uwięziła, ale gdy z daleka, jakby spod tafli wody usłyszałam głos Krisa ta myśl zniknęła. On nie pozwoliłby jej mnie skrzywdzić.
-Ile to jeszcze potrwa? Potrwa.. Trwa.. - Słowa echem odbijały się w mojej głowie.
-Może obudzić się w każdej... Każdej... Chwi... li... Li
-Albo... Nigdy... Nigdy... - Nie zdawali sobie sprawy, że ich słyszę i napędzali we mnie jeszcze gorszy strach. Mówili o niezrozumiałych dla mnie rzeczach, ale żadna z nich nie wyjaśniała gdzie i dlaczego tu jestem. Niewiedza irytowała mnie bardziej niż fakt, że nie mogłam się ruszać. Chciałam wziąć głębszy oddech, ale czułam się, jakby ktoś usiadł na moją klatkę piersiową.
-Kayla? La.. La.. - Kris. Jego głos był zatroskany i smutny. Chciałam powiedzieć mu żeby się nie martwił, że tu ze mną wszystko w porządku, ale jak? Poczułam, jak mocno ściska moją bezwładną dłoń - Przepraszam...praszam... - Gdybym mogła nawrzeszczałabym na niego, że nie ma za co. To nie jego wina, że miałam matkę psychopatkę. - Na prawdę nie chciałem... chciałem...
-Ty kretynie... - Z moich ust wydobył się cichy, ledwo słyszalny głos, ale był on na pewno mój. Gdyby nie to, że się nie ruszałam, zamarłabym.
-Co? - Uchyliłam delikatnie powieki, by zobaczyć jego twarz ściągniętą bólem i... zdziwieniem? Siłą umysłu nakazałam sobie także ścisnąć jego rękę.
-Jesteś kretynem. To nie twoja wina... - Rozdziawił buzię, przyglądając mi się z tak niewyobrażalną ulgą. - Przerażasz mnie, gdy tak na mnie patrzysz - Skłamałam. Tak na prawdę cieszyłam się, że nie wymyśliłam sobie jego uczucia do mnie.
-O boże - Szepnął i przycisnął swoje zimne czoło, do mojego rozpalonego - Już myślałem, że nie usłyszę twojego głosu - Zaśmiałam się cicho.
-Nie prawda. Wierzyłeś, że otworzę oczy - Zacisnął usta w wąską kreskę.
-I nie chce być je zamykała - Kiwnęłam głową, mrugając, by się nie rozpłakać.
-Opowiesz mi co się stało? - Zesztywniał. Jego oddech minimalnie przyśpieszył, a spojrzenie stało się niespokojne.
-Nie pamiętasz? - Pokręciłam głową przecząco.
-Moje ostatnie wspomnienie, to gdy... Gdy ktoś strzelił do Camil. Potem wszystko jest zamazane - Przełknął głośno ślinę i opadł na krzesło stojące obok łóżka, na którym leżałam. Chciałam powiedzieć mu żeby tego nie robił i był przy mnie tak blisko, jak tylko się da, ale bałam się. Jego wyraz twarzy powstrzymał mnie.
- Ja... My złapaliśmy Camil...
-Złapaliście? - Zmarszczyłam czoło.
-Znaczy... Zabiliśmy ją - Jego ton głosu był szorstki, ale niepewny. Odetchnęłam z ulgą.
-Może nie powinnam się cieszyć, ale chyba nie potrafię, być z tego powodu smutna - Kącik jego ust powędrował nieznacznie do góry. - Ale co dalej? Co się działo ze mną, że się tu znalazłam.
-Muszę to mówić? - Spuścił głowę, a wzrok wbił w swoje zaciśnięte w pięści dłonie.
-Kris - Upomniałam go.
-Nathaniel cie postrzelił - Wypalił. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na swoje ciało, przykryte kocem. Chciałam unieść jego rąbek, ale zielonooki mnie powstrzymał. - Nie rób tego - Posłałam mu przerażone spojrzenie, ale cofnęłam rękę.
-Tak po prostu mnie postrzelił - Zagryzł wargę, nie wiedząc co powiedzieć.
-Nikt się tego nie spodziewał - Oblizałam spierzchnięte usta.
-Dlaczego jestem tu, a nie w zwykłym szpitalu? - Spytałam podejrzliwie.      
-Ponieważ to był śmiertelny strzał... I...
-I co Kris? - Ponaglałam go, z rosnącym niepokojem.
-Musieliśmy cie przemienić... W stróża - Wykrztusił.
-O mój boże - Mój oddech przyśpieszył.
-Przepraszam...

poniedziałek, 30 września 2013

Długa przerwa

Wiem, że dosyć długo nie dodawałam żadnych rozdziałów, ale to nie znaczy, że porzuciłam bloga. Brak czasu robi swoje, a na dodatek mam tych blogów dosyć sporo i by każdy ogarnąć to nie jest prosta sprawa. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali, a ja postaram się, jak najszybciej coś umieścić. Pozdrawiam! ;*

środa, 31 lipca 2013

Rozdział 21

- Znalazłam portal - Powiedziałam, patrząc na Emanuela.
-Skąd wiesz, że to portal?
-Po prostu wiem, ale potrzebuje klucza - Spojrzał na mnie pytająco.
-Uważasz, że wiem gdzie go trzyma. W ogóle, jak wygląda? Jesteś głupsza niż myślałem.
-Oczywiście, że nie. Ale jestem pewna, że możesz się dowiedzieć - Pokręcił głową.
-Nie będę tak ryzykował.
-Tu chodzi o moje życie, nie ryzykujesz nic - Zamyślił się na chwilę.
-Pomyślę o tym.
-Co?! Nie masz zbyt wiele czasu... - Nie dokończyłam, bo właśnie weszliśmy do wielkiej sali, pełnej luster. Z sufitu zwisał ogromny diamentowy żyrandol, a podłogi były zdobione w przeróżne wzory roślin. Na środku stały manekiny ubrane w balowe suknie.
-Ile można na was czekać? - Camil spojrzała na nas z wyrzutem.
-Przepraszam, ale stawiała mały opór - Posłałam wampirowi wściekłe spojrzenie. To było nie do uwierzenia.
-Musimy cie przytemperować - Zaśmiałam się, stając pod jednym z luster. Ręce skrzyżowałam na klatce piersiowej i patrzyłam na nią wyzywająco.
-Przytemperować to musimy twoje ego - Znalazła się przy mnie w ciągu sekundy. Przycisnęła mnie mocniej do szklanej tafli, a długie czerwone paznokcie wbiła w mój policzek.
-Chciałam by Nathaniel potraktował cie delikatnie, ale chyba zmieniłam zdanie - Wysyczała i odsunęła się na wyciągnięcie ręki. - A teraz musimy wybrać ci sukienkę - Klasnęła w dłonie i podeszła do pierwszego manekina. Obejrzała dokładnie sukienkę, delikatnie gładząc czerwony jedwab. Potem podeszła do drugiego, trzeciego i zatrzymała się na chwile, jakby w zamyśleniu. - Która ci się podoba? - Spytała cichym głosem, podziwiając kreacje. Otarłam krew z policzka i przeleciałam wzrokiem po wszystkich, zatrzymując się na ostatniej.
-Ta - Przeszłam na koniec sali i wskazałam szaroczarną, sięgającą ziemi, opadającą na ramiona sukienkę, która wyróżniała się ze wszystkich przesłodzonych kiecek, mrokiem i seksapilem.
-Tak myślałam. No dobrze - Obróciła się do mnie na palcach z szerokim uśmiechem, a wtedy dostrzegłam błysk na jej szyi. Na drobnym złotym łańcuszku wisiał niewielki srebrzysty kamyk. Gdy go dostrzegłam, przeszył mnie dreszcz. To był klucz. Posłałam Emanuelowi znaczące spojrzenie, a on nieznacząco kiwnął głową. - Nathaniel! - Krzyknęła wdzięcznym głosem. Czarnowłosy wampir zjawił się u jej boku niemal natychmiast.
-Tak pani?
-Zabierz ją na górę i przypilnuj, by była gotowa na dwudziestą. Goście mają być nią zachwyceni.
-Oczywiście - Nathaniel podszedł do mnie i mocno chwycił za ramie -Idziemy - Zawarczał, ukazując kły. Przewróciłam oczami i ruszyłam obok niego. Traktują mnie tu, jak szmacianą lalkę - Pomyślałam.
-Rusz się - Warknął, mocniej ciągnąc mnie za ramie.
-Wyluzuj, zdążymy - Powiedziałam, ale on tylko posłał mi wściekłe spojrzenie. Weszliśmy po schodach na górę do mojej komnaty, gdzie przy oknie stały dwie kobiety.
-Zajmijcie się nią - Oznajmił Nathaniel i wyszedł. Przyjrzałam się uważnie nieznajomym. Jedna była długowłosą, rudą, ubraną w damski garnitur trzydziestką, a druga nieco starsza w garsonce z brązowymi włosami, związanymi w mocny warkocz.  Żadna nie była wampirem, a w ich oczach migotał strach.
-Usiądź - Powiedziała młodsza, wskazując krzesło stojące nieopodal. Niepewnie zajęłam swoje miejsce, wciąż się im przyglądając. Mimo strachu w oczach ich ruchy były swobodne, a wręcz bardzo pewne.
-Co będziecie robić? - Spytałam.
-Mamy wyszykować cie do balu - Odpowiedziała kobieta w garsonce i chwyciła moje włosy. - Bardzo delikatne. Susan rozłóż przybory - Rudowłosa z wielkiego czarnego kufra wyjęła mnóstwo kosmetyków, szczotek, lokówki i prostownice. Na co im tyle tego? - Nie wiem. Gdy Susan wypakowała wszystko zasłoniła lustro i spojrzała na mnie z uśmiechem.
-Niech to będzie niespodzianka - Kiwnęłam głową, odwzajemniając ciepły uśmiech. Poczułam, jak delikatnie szczotka rozczesuje moje włosy. Zamknęłam oczy i czekając na koniec.

Spojrzałam w lustro i... O mój boże. Zaparło mi dech w piersiach. To nie byłam ja. Włosy lekko upięte w kok, z którego uciekło kilka kosmyków, które opadały falami na moja twarz. Oczy... Wyglądały niczym zwierciadła, okalane gęstymi czarnymi rzęsami. Policzki muśnięte różem, a usta krwisto czerwone. Sukienka leżała na mnie idealnie, jakby to dla mnie była szyta. Zrobiłam obrót w okół własnej osi, obserwując swoje odbicie w lustrze. Pierwszy raz czułam się tak pięknie.
-Wyglądasz cudnie - Za plecami usłyszałam głos Emanuela. Odwróciłam się na pięcie z radosnym uśmiechem. Z jego wyciągniętej ręki zwisał naszyjnik Camil.
-O mój boże! Udało ci się - Rzuciłam mu się na szyje i ucałowałam w policzek. - Dziękuje - Wzniósł oczy do nie i zaśmiał się.
-Zapomniałaś chyba, że jestem wampirem - Odsunęłam się na milimetr.
-Nie, nie zapomniałam, ale jesteś inny. Przykro mi, ale nawet nie czuje strachu wobec ciebie.
-Lepiej żeby ten strach wrócił, bo gdy uciekniesz stąd żywa, a spotkam cie na ulicy nie zawaham się - Spojrzałam mu w oczu. Nie żartował, mówił poważnie.
-Zapamiętam - Podał mi naszyjnik, który schowałam w małej kieszonce.
-Musisz się spieszyć. Kazała Nathanielowi przemienić cie tuż po balu - Kiwnęłam głową. - No dobrze. Gotowa? - Wyciągnął w moją stronę ramie, które uprzejmie przyjęłam.
-Nie. Na takie coś chyba nigdy nie jest się gotowym - Hol była teraz wypełniony wampirami po brzegi. W tle leciała muzyka klasyczna i rozbrzmiewały szepty rozmów, które ucichły, gdy pojawiłam się z Emanuelem na schodach. Wzrok wszystkich skierował się na nas. Myślałam, że zemdleje. Nie wiadomo skąd u mojego boku pojawiła się Camil w czarnej kreacji.
-Kochani chciałabym przedstawić wam moją piękną córkę Kalye! - Objęła mnie sztucznie z szerokim uśmiechem. - Wiecie dlaczego się tu zebraliśmy. Chcę uczynić nasz jeszcze lepszym gatunkiem. Nic nie przeszkodzi nam w objęciu władzy nad światem. Wystarczy taka mała zmiana - Wsłuchując się w jej słowa błądziłam po twarzach nieznajomych, gdy... Mało się nie przewróciłam, gdy dostrzegłam Uśmiechniętą Ninę. Moje serce niemal natychmiast przyśpieszyło. Zamrugałam parę razy, by upewnić się, że mi się nie przewidział, ale ona wciąż tam stała i mrugała do mnie. Szybko zaczęłam szukać Kris'a. Na marne. Nigdzie go nie dostrzegłam. - Nikt i nic wtedy nam nie zagrozi. Chciałabym ten plan wcielić w życie, ale wy musicie mnie poprzeć. Przemyślcie moją propozycje, a teraz się bawcie! - Gdy wypowiedziała te słowa, rozległ się strzał. Emanuel, który wciąż trzymał moje ramię padł na ziemie. Wrzasnęłam, klękając obok niego. W miejscu gdzie powinno być jego serce, widniała mała dziurka.
-Co mam zrobić? - Szepnęłam do niego, gdy tłum zaczął szaleć.
-Powstrzymaj ją - Odszeptał i zajął się ogniem. Ze łzami w oczach odskoczyłam na bok. Camil zdążyła się już ulotnić, a ja stała u szczytu schodów, przyglądając się płonącemu ciału Emanuela.
-Kayla! - Spojrzałam na Ninę, która wbiegała po schodach. W jednym ręku trzymała pistolet, a w drugim rąbek swojej sukni. - Kayla, jak się cieszę, że żyjesz - Chciała rzucić mi się na szyje, ale nagle się zatrzymała. - Co się stało?
-Czemu go zabiłaś?
-To był wampir... Kyla kochanie chce cie stąd zabrać.
-To był mój przyjaciel. On był inny.
-Skarbie, każdy wampir jest taki sam - Przytuliła mnie mocna - Dobrze widzieć cię całą i zdrową. Ta suka nic ci nie zrobiła?
-Oprócz tego? - Dotknęłam niewielkiej blizny na policzku - To nic - Przytuliła mnie jeszcze raz. - Gdzie Kris? - Zaśmiała się.
-Razem z innymi próbuje dorwać Camil.
-Jak zamierzają ją złapać, skoro drewno ani srebro na nią nie działa?
-Jest jeszcze złoto, ale dość tych pogaduszek. Musimy pomyśleć, jak się stąd wydostać, bo zaraz rozpocznie się tu wojna.
-Ja wiem gdzie jest wyjście, ale bez tego - Wyjęłam klucz - Oni się stąd nie wydostaną.
-Nie możemy tu zostać.
-Musimy - Westchnęła i złapała mnie za rękę.
-No dobra - Powiedziała i pociągnęła mnie w dół. Hol praktycznie opustoszał. Słychać było jedynie Bach'a i strzały.
-Skąd wiedzieliście gdzie jestem?
- Cóż mam wielki dar do nakłaniania mówienia tajemnic - Skwitowała z szerokim uśmiechem. Wybiegłyśmy na zewnątrz. Zimny wiatr uderzył w nas, prawie zwalając z nóg. Nieopodal lasu stała Camil otoczona przynajmniej przez tuzin stróżów. Wyglądała na niewzruszoną tym, że wymierzona jest w nią broń, póki jeden nie wystrzelił. Złota kula przebiła jej obojczyk. Przez moment nic się nie działo, ale po chwili buchnął ogień. Moja matka wyglądała na nieźle zdziwioną. Załkała głośno a wtedy rozległ się więcej niż jeden strzał. Poczułam ostry, przeszywający ból w plecach i  brzuchu. Spojrzałam za siebie. Nathaniel stał ze złowrogim spojrzeniem z pistoletem w ręku. Przytknęłam dłonie do brzucha i poczułam krew.
-Nina za tobą! - Krzyknęłam, gdy wcelowywał w rudowłosą. Dziewczyna zareagowała natychmiast. Odwróciła się płynnym ruchem na pięcie i nacisnęła spust. Opadłam na kolana, prztykając ręce do rany. W ustach pojawił się smak krwi, którą splunęłam. O cholerka - Pomyślałam, gdy obraz stawał się rozmazany. Oparłam się plecami o zimny mur zamku i spojrzałam przed siebie.  W moja stronę biegł chłopak w czarnym kostiumie stróża. Z jego bioder zwisały pistolety, wiatr rozwiewał jego włosy. Na twarzy malował się niepokój. Padł na kolana obok mnie i chwycił moje dłonie.
-Kris - Wyszeptała, a wtedy spojrzał na mnie swoimi zielonymi oczami. - Kocham cie.

czwartek, 11 lipca 2013

Rozdział 20

Zimny wiatr rozwiewał moje włosy, mimo grubego swetra, który na siebie włożyłam drżałam z zimna, a na mojej skórze pojawiła się gęsia skórka.  Byłam zdziwiona, że moja łaskawa matka puściła mnie samą. Z drugiej strony była pewna, że nie mam jak uciec. Powolnym krokiem ruszyłam w głąb wyspy. Wiedziałam czego szukam, ale bała się to znaleźć. Byłam pewna, że znajdę to jezioro. Coś podpowiadało mi, że jest ono bardzo ważnym elementem tego co właśnie się dzieje. Rosły tu zupełnie inne drzewa. Przyprawiały mnie one o nie pokój. Wielkie, konarami stykały się niemalże z niebem. Za miast liści bądź igieł ich gałęzie zdobiły ogromne czerwone kwiaty w kształcie ośmioramiennej gwiazdy. Ten widok zapierał dech w piersi, ale zarazem przerażał swoim pięknem. Zapatrzona w górę potknęłam się o ogromny korzeń i upadłam zdzierając kolana. Z rany poleciał mały strumyk krwi i skapnął na ziemie. Poczułam jakby coś pode mną poruszyło i wtedy dostrzegłam, że korzeń rozrasta się.  Przeszły mnie ciarki, gdy uświadomiłam sobie, że to dzięki mojej krwi. Żywią się krwią, jak wampiry. Szybko wstałam na równe nogi i zaczęłam iść dalej, już nie
przyglądając się tak intensywnie drzewom. Turkusowe motylki tańczyły nieopodal jednego z najniżej wiszących czerwonych kwiatów, który jakby bladł pod ich wpływem. Chciałam dowiedzieć się dlaczego, ale rozum podpowiadał mi bym nie zagłębiała się w tą tajemnice. Powoli zapadał mrok, ale nie chciałam się cofnąć. Brnęłam dalej w głąb wyspy nie zastanawiając się czy znajdę drogę powrotną. W oddali dostrzegłam nasycone białe światło, rozpraszające noc. Przyśpieszyłam kroku, nie mogąc uwierzyć oczom. Wielkie okrągłe jezioro z wydobywającym się z niego światłem było tuż przede mną. Księżyc odbijał swój sierp w srebrzystej tafli wody. Podeszłam do brzegu i zanurzyłam w jeziorze jedną rękę. Poczułam dziwne łaskotanie. Przyjemne, ale niepokojące. Wyciągnęłam rękę i przyjrzałam się jej uważanie. Błyszczała. Jakby obsypana była małymi diamencikami. To jest portal - Pomyślałam. Byłam pewna, że mam racje. Ale co było kluczem?

***
Do kuchni wpadła rozradowana Nina z szerokim uśmiechem na ustach.
-Mam ją! - Wrzasnęła, rzucając mi się na szyje.
-Kogo? - Spytałem, patrząc na nią otępiały.
-Ta cipa urządza bal! Rozumiesz? Pieprzony bal i myślała, że się o tym nie dowiemy.
-Mówisz o Camil? - Zapytałem z nadzieją. Kiwnęła głową i ucałowała mój policzek.
-Tak! - Zaśmiała się i usiadła na krześle - To nasza jedyna szansa Kris. Musimy się na niego wkręcić.
-Kiedy? - Usiadłem naprzeciw niej z poważną miną.
-W piątek. Zaproszone są jedynie wampiry wyższej rangi.
-Skąd wiesz? - Uśmiechnęła się tajemniczo.
-Chodź - Chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą. Stanęliśmy przed drzwiami sali treningowej.
-Co tu robimy? 
-Musisz zadawać tyle pytań kochanie? - Prychnęła i otworzyła drzwi mocnym pociągnięciem. Uderzył mnie odór krwi.
-Coś ty narobiła? - Spytałem wchodząc do środka.
-Musiałam zrobią małe przesłuchanie - Powiedziała pogodnie i wtedy dostrzegłem postać przywiązaną do krzesła, stojącą w kącie sali. Czarne materace w wielu miejscach były ciemniejsze od plam krwi. Atrapy brani były rozrzucone po całym pomieszczeniu. 
-Ładne mi przesłuchanie - Podszedłem do krzesła i odwróciłem wampira w swoją stronę jednym ruchem. Krwiopijca charczał ciężko, plując krwią. Mimo woli uśmiechnąłem się delikatnie.
- Czyżby to nie Hrabia André Castain?- Mówiłem kpiącym głosem, naśladując akcent francuski.
-Taki stary wampir, a dał się tak łatwo złapać - Pochwaliła się Nina, mocniej wbijając kołek, który sterczał z jego klatki piersiowej.
-Ty mała dziwko - Zawarczał, odsłaniając kły, ale rudowłosa tylko wybuchnęła śmiechem, złapała go za ciemne włosy i odchyliła jego głowę w tył.
-Powiedz mu to co mi, bo jak nie możemy powtórzyć naszą zabawę.
-Nino, spokojnie. Jestem pewien, że twój przyjaciel wszystko mi powie - Chwyciłem za drugie krzesło i usiadłem na nim wpatrując się w wampira spod przymrużonych powiek. - No więc słucham - Castain odkaszlną i spojrzał na mnie z nienawiścią. 
-Camil w ten piątek urządza bal. Chce zaprezentować nam swój najnowszy projekt. Powiedziała, że odmieni to wampirze życie raz na zawsze. 
-Gdzie?
- Wszyscy mamy spotkać się w jej pałacu, a ona przeprowadzi nas przez portal.
-Portal? - Spojrzałem na Ninę pytająco.
-Za krótko żyjecie by wszystko wiedzieć.
-Za to ty już długo nie pożyjesz - Warknęła Nina.
-Co to za portal? - Spytałem.
-To są wrota do innego wymiaru.




niedziela, 23 czerwca 2013

Rozdział 19

Usiadł na brzegu łóżka, wyciągając przed siebie długie nogi. Spoglądał na mnie spod wachlarzu ciemnych rzęs.
-Jestem Emanuel.
-No... Eee cześć?
-To pewnie szok dowiedzieć się, matka jest taką suką. - Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Nie lubisz jej.
-To mało powiedziane. - Zagryzłam wargę, próbując go rozgryźć.
-Więc dlaczego?
-Dlaczego tu jestem? - Pokiwałam głową, siadając na fotelu stojącym nieopodal. - A co jeśli powiem ci, że nie tylko stróże próbują się jej pozbyć.
-Chcesz mi wmówić, że wampiry także są przeciwko niej.
-To aż takie dziwne.
-Tak. Nie rozumiem czemu? Jest dla was przyszłością.
-Bądź klęską. Nikt nie chce być pod jej władaniem. Jeżeli jej na to pozwolimy dotychczasowy świat się skończy. - Zaśmiałam się bez krzty humoru.
-Kto by przypuszczał, że bóg i szatan mają jeden cel.
-Nie jesteś jedną z nich.
-To prawda. - Uśmiechnął się do mnie zalotnie.
-Skąd wiesz o ich i naszym istnieniu? - Spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie, przypominając sobie o Krisie.
-Mój przyjaciel jest jednym ze stróży.
-Cóż, mogłem się tego spodziewać. - Podniosłam na niego smutny wzrok.
-Gdzie my w ogóle jesteśmy? Jak się stąd wydostać?
-Uważasz, że gdy nienawidzimy oboje tej szmaty, to ci pomogę? Wciąż jesteś tylko dla mnie pożywieniem. Nie stałem się przez to kimś lepszym. - Zacisnęłam zęby.
-A mimo to siedzisz tu, rozmawiasz ze mną, zamiast pić mojej krwi. - Zatarł swoje dłonie, posyłając mi rozbawiony uśmiech.
-No dobra faktycznie, jest trochę inaczej.
-Więc co to za wyspa? Nigdy o takiej nie słyszałam.
-Nic dziwnego. Znajdujemy się w innym wymiarze. - Zrobiłam wielkie oczy, mając nadzieje, że się przesłyszałam.
-Co proszę?
-Inny wymiar złotko. Jest ich całe dwanaście.
-Ale to niemożliwe.
-A wampiry i wilkołaki są możliwe? - Spytał ironicznie. - Pogódź się z prawdą.
-Jak, jak można się przemieszczać między wymiarami? - Ostatnie słowo wymówiłam, jakby było zaklęte. Musiałam uporządkować to sobie w głowie. To wydawało się kurewsko dziwne, ale czy nie tak samo myślałam, gdy dowiedziałam się o wampirach, stróżach i tych kundlach?
-W każdym wymiarze istnieje jeden jedyny portal. Nie można utworzyć innego, ponieważ zachwiała by się równowaga i cały wymiar uległ by zniszczeniu. By przejść przez portal należy mieć klucz. Są to jedyne w swoim rodzaju kamienie, amulety, w skrajnych wypadkach zaklęcia.
-Wiedzą o tym nieliczni, prawda?
-Tak. Inaczej zapanował by chaos. Każdy chciał, by się przemieszczać między wymiarami.
-Jak udało się to Camil?
-Uwięziła jednego z najstarszych wampirów, a zarazem mistrza magii, który ją wszystkiego nauczył w kilka miesięcy.
-Mistrza magii?
-Tak kochaniutka magia istnieje. Miał w posiadaniu dwa klucze. Jak się domyślasz do tego wymiaru zwanego wyspą mroku, a także do smoczego jaja. Tyle jej wystarczało, by się ukrywać i eksperymentować.
-Jak ty się do niej dostałeś?
-Od wielu lat zajmuje się jej poszukiwaniem. Gdy oznajmiłem, że chce być taki jak ona i służyć jej wiecznie, przyjęła mnie w swe łaski.
-Tak po prostu od razu ci zaufała?
-Oczywiście, że nie, ale aktualnie jestem jednym z jej najbardziej zaufanych wampirów.
-Zdradliwy z ciebie oszust. - Uśmiechnął się szelmowsko.- Gdzie jest portal? - Wzruszył ramionami.
-Nie wiem.
-Jak to?
-Portale się przemieszczają. Odnaleźć je może tylko ten kto ma klucz. - Zacisnęłam dłonie w pięści.
-W taki razie murze go zdobyć.
-Wiesz, że porywasz się na śmierć.
-Siedzenie bezczynnie jest porywaniem się na śmierć.
-Nie widzę nic złego w byciu wampirem.
-A ja owszem. - Wstał szybkim ruchem i podszedł do mnie podając mi swoją dłoń.
- Boisz się, że przestał by cie kochać? Musiałby cie zabić.
-Nie wiem o czym mówisz. - Skłamałam.
-Oczywiście. Zapraszam na śniadanie w towarzystwie twej matki. - Przyjęłam jego dłoń i wciąż w piżamie powędrowałam na dół. Stół był nakryty pięknym białym obrusem, a Camil w olśniewającej złotej sukni siedziała na samym, jak zwykle jego czele. Wyglądała ślicznie. W głębi duszy zazdrościłam jej tego wyrafinowanego wyglądu. Stojąc w koszuli nocnej, którą znalazłam w szafie, czułam się przy niej, jak male bezbronne kaczątko, które zostało posłane na pożarcie.
-Usiądź. - Powiedziała łagodnym głosem. Z niechęcią zajęłam miejsce naprzeciwko niej. - Mam nadzieje, że dobrze ci się spało.
-Nie za bardzo. - Powiedziałam kąśliwie.
-Och, no cóż. Chyba mi przykro. - Uniosłam brwi do góry, spoglądając na nią z grymasem nienawiści. Emanuel podsunął mi pod nos kieliszek wody, który przyjęłam z wdzięcznością. Upiłam łyk i spojrzałam w ślad odchodzącego wampira.
-Zamierzasz mnie stąd wypuścić, gdziekolwiek jesteśmy?
-Emanuel w swoim czasie ci wszystko wytłumaczy, ale myślę, że pobędziesz z nami jeszcze przez długi czas. Podoba mi się ta wyspa.
-Mi nie jeżeli chcesz znać moje zdanie.
-Ono jest mało ważne. - Włożyła do idealnych ust kawałek winogrona. - Urządzamy bal z okazji twojego przybycia. - Dodała.
-Tu?
-Tak.
-Kto niby ma się na nim zjawić?
-Tylko kilkadziesiąt zaufanych wampirów. Przy okazji zaprezentuje im Nathaniela.
-Uważasz, że cie poprą?
-Jestem tego pewna. - Parsknęłam, patrząc jej prosto w oczy.
-Żebyś się nie pomyliła.
-O to się nie martw. - Jej głos był chłodny i surowy.
-Czy mogę chociażby opuścić to zamczysko i pozwiedzać wyspę? - Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
-W sumie czemu nie.
-Dziękuje za twą łaskę.

czwartek, 20 czerwca 2013

Rozdział 18

Zacisnęłam zęby i wstałam od stołu. To było dziwne, ale składało się do kupy. Musiałam pogodzić się z faktem, że ta pieprzona suka była moją biologiczną matką. A jedynym moim celem w tej chwili było ją zabić, za nim ona zrobi to ze mną.
-Nie masz nade mną żadnej władzy - Powiedziałam jej prosto w oczy i ruszyłam do pokoju, który miał być zapewne moją sypialnią.
-Stój - Syknęła.
-Wypchaj się - Wściekła wpadłam do komnaty i zatrzasnęłam za sobą ciężkie drzwi. Zrzuciłam z siebie sukienkę i z powrotem założyłam swoje stare ubrania. Co ja mam teraz zrobić? - Zadając sobie to pytanie, przeszukałam cały pokój w poszukiwaniu swojego telefonu, który miała przy sobie jeszcze na lotnisku. Niestety, zadbała o to by się go pozbyć. Zrozpaczona usiadłam na łóżku, twarz chowając w dłoniach. Zaczęłam się kołysać w przód i tył powtarzając sobie, że to tylko koszmar, jednak gdy z powrotem spojrzałam przed siebie miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Nie chciałam stać się kimś takim jak ona. Nie mogłam stracić swojego dotychczasowego życia. Kris'a, który powiedział mi, że mnie kocha i, mimo że nie odpowiedziałam wcale się tego nie domagał. Musiałam się stąd wyrwać. Tylko czy to było w ogóle możliwe? Podeszłam do wielkiego okna, a widok za nim zaparł mi dech w piersiach. Byliśmy na wyspie, a o jej brzeg rozbijały się fale ciemno niebieskiej wody. To nie była Chorwacja, a już na pewno nie Nowy Jork. W taki bądź razie gdzie się znajdowaliśmy? Otworzyłam okno, a zimny wiatr rozwiał moje włosy. Spojrzałam w dół i straciłam wszelką nadzieje na to, że kiedykolwiek się stąd wydostane.

***
Głuchy huk rozbrzmiał w pokoju. Poczułem pulsujący ból w zaciśniętej ręce.
-Kris! Oszalałeś? - Rudowłosa zerwała się z łóżka i podbiegła do mnie z zaniepokojoną miną. Chwyciła moją dłoń, ale natychmiast ją wyrwałem.
-Zostaw mnie! - Warknąłem przez zaciśnięte zęby. Przyłożyła swoje czoło do mojego i spojrzała mi prosto w oczy.
-Znajdziemy ją. Całą i zdrową. Wierze, że ci się uda. - Wyszeptała. Przymknąłem oczy, powstrzymując tym łzy, które się w nich zebrały.
-Jak? Jak mam ją znaleźć, gdy nie mam zielonego pojęcia gdzie jest i z kim?
-Nie pomyślałeś, że zrobiła to ta suka? - Wtrącił się Tony.
-Mówisz o Camil? - Przytaknął.
-Przecież braliście pod uwagę, że ten chłopak jest je sługą.
-Tak to prawda, ale czego mogła by chcieć od Kay? - Zapytała zamyślona Nina.
-Jeżeli to ona... Musimy jak najszybciej ją znaleźć. Zlokalizować, cokolwiek, co by było choćby małą podpowiedzią. - Powiedziałem rozgorączkowany.
-Byle by szybko. Mama już się zaczyna o nią martwić. - Kiwnąłem głową i odwróciłem się w stronę okna. Na niebie wysoko wisiał już srebrzysty księżyc, który doprowadzał mnie do szału. Kolejny dzień, a ja nie miałem pomysłu co robić. Jeżeli coś się jej stanie, to będzie moja wina. Musiałem jak najszybciej zacząć działać za nim ona zrobi jej krzywde,. Moja Kayla. Gdzie jesteś? Przez ramie spojrzałem na Ton'ego i Nin'e, którzy siedzieli na moim łóżku wtuleni w siebie. Na ten widok mój żołądek zacisnął się boleśnie. Chęć dotknięcia Kayl'i zabijała mnie od środka. Doprowadzało mnie to do szału. Można było mnie porównać do narkomana, który jest na odwyku. Zrobi wszystko, byle by dostać do czego tak pragnie. Swojego narkotyku, uzależnienia.

***
Moje serce biło, jak oszalałe, a zimne powietrze paliło moje płuca. Pod gołymi stopami czułam, jak łamią się suche gałązki. Było ciemno, a jedynym światłem była oddalona poświata księżyca, który delikatnie chował się za chmurami. Co jakiś czas oglądałam się czy mnie goni, jak blisko jest. Kto? No właśnie to jest dobre pytanie. Nie wiedziałam kto to jest, ale była pewna, że jest niebezpieczny. Chce mnie skrzywdzić. Boleśnie. Wzrokiem szukałam jakiegokolwiek schronienia. Na marne. Chciałam krzyknąć, ale wtedy łatwiej by mnie znalazł. Co robić? Głośno dysząc, przystanęłam na chwile i rozejrzałam się dookoła. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem. Las? Park? W oddali dostrzegłam połyskujące jezioro, w którym odbijał się już tylko sierp książęca. Nogi miałam, jak z waty, ale nie poddając się ruszyłam w stronę wody. Coś było nie tak z jeziorem. Z jego wnętrza wydobywało się jasne światło. Pochyliłam się nad nim mając nadzieje, że coś zobaczę, ale w tym momencie za plecami usłyszałam chrzęst łamanej gałęzi.
-Tu mi uciekłaś. - Tajemniczy głos rozbrzmiał w mojej głowie. Powoli się wyprostowałam i odwróciłam. Moim oczom ukazała się wielka, owłosiona, zaśliniona bestia. Jej małe wyłupiaste oczka wpatrywały się we mnie z pożądaniem i nienawiścią. Miałam ochotę zwymiotować. Cofnęłam się o krok i o mały włos nie wpadłam do dziwnego jeziora. Cichy śmiech, a potem warknięcie.
 -Czego ode mnie chcesz?! - Krzyknęłam zrozpaczona.
-Twojej śmierci czy to tak wiele? - Głośni przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego błagająco. - To na nic kochana. To twój koniec. - Powiedział to i skoczył w moją stronę. Z ust wyrwał mi się krzyk, gdy zatopił swoje ostre pazury w moim ciele. Krew trysnęła na ziemie, a ja wpadłam do jeziora, czując jak porywa mnie w swoje sidła. Chciałam krzyczeć lecz nie mogłam. Woda wypełniła moje płuca. Ostatni raz usłyszałam głośny ryk i zapadłam się w ciemność... Cała spocona poderwałam się do góry. Próbując uspokoić oddech rozejrzałam się po pokoju.
-To tylko sen. - Powiedziałam do siebie chicho. -Sen. - Do moich uszu dotarło ciche pukanie. Zarzuciłam na swoje spięte ramiona szlafrok i podreptałam do drzwi, za którymi stał nieznany mi wampir.
-Czego? - Spytałam zgryźliwie.
-Pani kazała cie obudzić.
-Możesz jej przekazać, żeby udławiła się swoją własną krwią. - Uśmiechnął się do mnie i oparł silną dłoń na drzwiach.
-Możemy porozmawiać? - Zadał to pytanie cichym tajemniczym głosem, który brzmiał podobnie, jak ten ze snu. Mimo woli pokiwałam głową i wpuściłam go do komnaty. Czy to był błąd?


Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam, ale cierpiałam na brak weny. :)

wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 17

Pod policzkiem poczułam zimną, twardą powierzchnie  Otworzyłam oczy i zamrugałam parę razy, by przyzwyczaić się to panującego wokół mnie mroku. Dźwignęłam się na łokcie i rozejrzałam się dookoła.
-Już myślałam, że nigdy się nie obudzisz - W ciemności dostrzegłam twarz, młodej blondynki. - Bardzo długo czekałam na tą chwilę.
-Kim ty jesteś? - Wychrypiałam patrząc na nią nienawistnym wzrokiem. Uśmiechnęła się do mnie i kucnęła wdzięcznie koło mnie.
-Camil. Jestem pewna, że o mnie słyszałaś. Twój przyjaciel na pewno ci coś o mnie wspomniał - Oddech uwiązł mi w gardle. - Tak myślałam - Kciukiem otarła moją brodę. Pod jej dotykiem wzdrygnęłam się.
-Precz ode mnie z tymi łapami! - Zawarczałam i poczułam silne uderzenie w brzuch. W sekundę znalazłam się parę metrów dalej od blondynki.
-Nie warz się tak do niej odzywać - Syknął Nathaniel, który nie wiadomo skąd znalazł się przy mnie.
-Uspokój się - Camil wydała rozkaz zimnym tonem, a jej podwładny szybko się odsunął zostawiając mnie jęczącą na podłodze. - Ona jeszcze nie wie.
-Czego?! Czego ode mnie chcesz?!
-Nie krzycz, proszę.
-Porwałaś mnie, a najpierw twój sługus mnie prześladował! Jak mam nie krzyczeć?! - Nathaniel po raz kolejny ruszył w moją stronę, ale powstrzymała go gestem ręki.
-Spokojnie, za chwilę wszystkiego się dowiesz. Kochanie zanieś ją do pokoju. Niech się umyje i przebierze - Musnęła policzek czarnowłosego. Czyli nie był tylko jej podwładnym, ale także kochankiem. Obrzydliwe. Podszedł do mnie i podniósł na nogi.
-Rusz się.
-Wcześniej byłeś bardziej potulny - Zaszydziłam, ale pod jego wzrokiem od razu się zamknęłam i powoli za nim ruszyłam.  Rozglądając się dookoła stwierdziłam, że to jakiś zamek. Zaprowadził mnie do wielkiej sypialni, ze złoconym łożem z baldachimem na środku.
-Tam masz łazienkę  a w szafie znajdziesz ubranie. Przyjdę po ciebie za pół godziny. Nic nie kombinuj  czekam za drzwiami - Powiedział to i zostawił mnie samą.  Łazienka była ogromna, a w kafelkach znajdowały się malutkie diamenciki. Wszędzie porozstawiane były zapalone świece. Nalałam wody do wanny i zanurzyłam się w niej, starając się nie myśleć co teraz. Nie miałam pojęcia gdzie się znajduje, bo w Nowym jorku na pewno nie było takiego zamku. Nie wiedziałam co mam zrobić, i jak mam dać znać, że żyje. Wszystko było skomplikowane, i zadawałam sobie tylko jedno pytanie: ''Jak mogłam do tego dopuścić?''. Po krótkiej kąpieli ciasno owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do sypialni. Otworzyłam drewnianą szafę i momentalnie się skrzywiłam. Nie znajdowało się w niej nic prócz jakiś dziewczęcych sukienek.
-Chyba epoki im się pomyliły - Stwierdziłam wyjmując jedną i przykładając ją do swojego ciała. Przejrzałam się w lustrze, w srebrnej ramie. Była różowa z mnóstwem falban do ziemi, odrzuciłam ją za siebie i wyjęłam kolejną. Także różowa, tyle, że prosta i satynowa. Nienawidziłam różu. Wszystkie sukienki wylądowały na podłodze  a w szafie zastała tylko jedna. Czarna, jedwabna, z wycięciem na plecach w kształcie trójkąta, sięgającego linii bioder. Zrzuciłam z siebie ręcznik, i szybko ją na siebie włożyłam. Wyglądałam jakbym wyszła wprost z bajki, w której grałam czarny charakter. Zrobiłam obrót wokół własnej osi, obserwując swoje odbicie. Rozpuściłam włosy, które kaskadą opadły na ramiona. Było dopuszczalnie. Drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich Nathaniel. W czarnym garniturze, z czarną koszulą, z zaczesanymi włosami do tyłu. Mój książę się pojawił - Pomyślałam, a potem się skrzywiłam. Co ja pierniczę? - Gestem dłoni wskazał bym do niego podeszła. Z ociąganiem zrobiłam to.
-Idziemy - Pchnął mnie w stronę schodów, z których ze wdziękiem zeszłam. Parę razy się potykając, ale o tym nie należny wspominać. Weszliśmy do komnaty, gdzie na środku stał nakryty stół, a na jego czele siedziała Camil. W krwisto czerwonej sukni z dekoltem w kształcie serduszka. Usiadłam na drugim końcu stołu i spojrzałam na nią z obrzydzeniem. Była tak piękna, że miałam ochotę ją za to zabić.
-Miałam nadzieje, że wybierzesz właśnie tą.
-Tylko ta się nadawała - Stwierdziłam oschle. Wydymała swoje wargi, które były pod kolor sukienki i spojrzała na mnie ostro.
-Twoja kultura, pozostawia wiele do życzenia.
-To twoje zdanie - Upiła łyk, jak mniemam wina z kieliszka i przez chwile rozkoszowała się jego smakiem.
-Myślę, że powinnaś poznać prawdę.
-Jaką prawdę?
-To ja cie urodziłam - Wybuchnęłam śmiechem.
-Dobry żart.
-W dniu, w którym mnie przemieniono w stróża, urodziłaś się. Zostawiłam cie w szpitalu. Potrzebowałam czasu, którego mi nie dano.  Potem chciałam cie odzyskać  ale okazało się to trudne, udało mi się dopiero po szesnastu latach.
-Łżesz.
-To twoim zdaniem, z jakiego powodu jestem tobą tak zainteresowana?  - Nic nie odpowiedziałam, przez co na jej ustach pojawił się uśmiech. - Jesteś moją córką, pogódź się z tym. Spójrz na mnie, widzisz podobieństwo. Nie zaprzeczaj - Przełknęłam głośno ślinę.
-Co dalej?
-Zostaniesz kimś takim jak ja.
-Co?!
-Takie jest twoje przeznaczenie skarbie.
-Musiałabym być najpierw stróżem, a nim nie jestem - Wytłumaczyłam nerwowo.
-Nathaniel też nie był zwykłym wampirem.
-Ludzi nie możesz zmieniać, bo umierają, więc wypróbowałaś to na wampirze - Powiedziałam cicho. Radośnie zaklaskała w dłonie.
-Dokładnie.
-Nie możesz!  - Uśmiechnęła się, odsłaniając idealnie białe zęby.
-Ależ mogę i to zrobię.

sobota, 27 kwietnia 2013

Rozdział 16

Położyłam ręce na jego klatce piersiowej i z całej siły odepchnęłam od siebie.
-Tony, co ty do kurwy nędzy wyrabiasz?! - Cofnął się o kilka kroków i uśmiechnął się szeroko.
-Dzięki ci boże - Spojrzałam na niego jak na wariata.
-Kurwa idioto! Wytłumacz mi to!
-Okey spokojnie, nie krzycz tak. Wsiądź do samochodu - Przez chwile stałam nieruchomo, ale w końcu się przemogłam i wsiadłam. Przekręcił kluczyki w stacyjce, nastawił cicho radio i ruszył. - Ja wciąż czekam - Przypomniałam mu natarczywie.
-Myślałem, że zabujałem się we własnej siostrze.
-Co proszę?
-To co słyszysz. Nie wiedziałem co z tym zrobić i żeby sprawdzić czy tak na prawdę jest musiałem cie pocałować. Nic nie poczułem.
-Nie mogłeś przyjść i mi o tym powiedzieć?
-Nie umiałem. Byłem zły na siebie. Nie kontrolowałem swojego zachowania. Przepraszam cie za te swoje odpały. Wcale tego nie chciałem.
-Jesteś głupi. Jak w ogóle mogło ci to przyjść do głowy? - Wzruszył ramionami. Zerknął na mnie i uśmiechnął się niewinnie. - Zapomniałabym, jedziemy do Chorwacji.
-Co? Jak to?
-Tata ma tam kolejną sesje i jedziemy z nim na tydzień. Ja, ty, Nina i Kris - Popatrzył na mnie znacząco, gdy wypowiedziałam imię Kris'a.
-Po tym co dziś zobaczyłem, mam rozumieć, że to coś więcej.
-Powiedział, że się we mnie zakochał.
-Wiem - Posłałam mu zaskoczone spojrzenie.
-Czemu mi nie powiedziałeś?!
-To było jego zadanie.
-Pff, faceci.

-Kayla, jeżeli przez ciebie spóźnimy się na samolot, własnoręcznie cie uduszę! - Usłyszałam niecierpliwy głos Ton'ego.
-No już idę! - Włożyłam do walizki ostatnią parę spodni, szybko ją zapięłam i zbiegłam na dół targając ją za sobą. - Ileż można na was czekać? - Spojrzałam na zebraną czwórkę w salonie. Nina zaśmiała się, ale tata, Tony i Kris posłali mi bardzo wściekłe spojrzenie.
-Idziemy, bo ją zabije - Uśmiechnęłam się szeroko i poczłapałam za nimi do taksówki. Tata usiadł z przodu zostawiając nam trochę swobody, choć nie tyle ile by mi się teraz przydało. Kris splótł swoje palce z moimi, w delikatnym uścisku. Spojrzał na mnie z lekkim niepokojem, którego nie mogłam rozszyfrować  Tony bez żadnego skrepowania obmacywał Nine, która broniła się przed nim jak tylko mogła. Czułam się teraz jak w równoległym świcie. Tego bez wampirów, w którym można było odpocząć od problemów. Po długim locie, wieczorem dotarliśmy do hotelu. Pokój miałam dzielić z Niną, ale Tony oznajmił nam, że ona śpi u niego, tak więc ja zostałam z Krisem. Tata nie będzie zadowolony - Pomyślałam, gdy wielką walizkę położyłam na łóżku małżeńskim. Chłopak stanął za mną i położył swoje ręce na moich biodrach. Uśmiechnęłam się i otworzyłam walizkę, z której wysypała się moja bielizna. Najbardziej w oczy rzucały się czerwone stringi z koronki.Wziął je w jedną rękę i przyjrzał się im ze zbereźnym uśmiechem.
-Bardzo ładne. Może chcesz mi je na sobie zaprezentować? - Wyrwałam bieliznę mu i wypielam język.
-Idiota! Idę się kąpać - Powiedziałam zamykając za sobą drzwi od łazienki.
-Może chcesz bym ci towarzyszył? - Oparłam się o ścianę i wywróciłam oczami.
-Nie - Weszłam pod prysznic i zaczęłam nucić pod nosem, gdy ciepłe krople obmywały moją skórę. Obawiałam się tej chwili, gdy zgaśnie światło i zostaniemy tylko my dwoje. Za piżamę robiła mi stara koszulka Ton'ego i dresowe krótkie spodenki. Przyjrzałam się sobie w lustrze i pożałowałam, że nie zainwestowałam w coś bardziej kobiecego. Przeczesałam palcami mokre włosy i wróciłam do sypialni. Kris leżał na łóżku z zamkniętymi oczami i rękoma skrzyżowanymi za głową. - Teraz możesz iść ty - Na dźwięk mojego głosu otworzył oczy. Leniwie wzrokiem wędrował po moim ciele. Zaczynając od nóg kończąc na oczach. Uśmiechnął się tajemniczo, wstał i swobodnym krokiem powędrował do toalety.  Usiadłam na fotelu, który stał w rogu i chwyciłam swoją komórkę. Miałam jedną nieodebraną wiadomość.
Udanej nocy. Nina.
Głupi rudzielec. Bawiąc się telefonem rozmyślałam nad wiadomością. Na wiele sposobu można spędzić noc z chłopakiem, by była udana, ale do głowy przychodziła mi tylko jedna. Nie, nie. Na pewno nie - Pomyślałam i wkradłam się pod kołdrę. Przytuliłam się do poduszki i nasłuchiwałam dźwięków z łazienki. Gdy woda przestała lecieć zamknęłam oczy i wyczekiwałam, aż Kris położy się koło mnie. Dzwięk otwieranych drzwi, kroków stawianych na drewnianej podłodze wywołał u mnie niewyjaśniony dreszczyk.
-Udajesz, że śpisz? - Szepnął mi do ucha, oddechem łaskocząc szyje. Odwróciłam się w jego stronę i pokręciłam głową. Nachylał się nade mną, a nasze usta dzieliły tylko milimetry. Nie miał koszulki, a mokre włosy opadały na czoło. Mimo woli odgarnęłam je do góry co wywołało u niego uśmiech. Musnął moje wargi, kciukiem gładząc mój policzek. Po krótkim, ale satysfakcjonującym pocałunku położył się obok. Wtuliłam się w jego tors, wdychając zapach mięty.
-Kocham cie Kay - Wyszeptał chowając twarz w moich włosach.

Cały tydzień spędziliśmy na plaży, a ostatniego dnia Tata zrobił nam pamiątkowe zdjęcia. Ciężko było mi się z nim pożegnać, tym bardziej, że nie wiedziałam, kiedy znów go zobaczę. Z żalem wsiadłam do samolotu żegnając tatę i Chorwację.
-Muszę iść, bo się zsikam.
- Zawsze musisz wszystko opóźniać - Posłałam Ton'emu zranione spojrzenie i popędziłam do łazienki. Wyszłam z kabiny z zamiarem poprawienia włosów, ale potknęłam się o czyjąś nogę i upadłam na zimne kafelki. Zadarłam głowę do góry i napotkałam twarz Nathaniela.
-Witaj, moja droga.
-Kim ty jesteś?! - Chciałam dźwignąć się do góry, ale nadepnął na moją dłoń. Wściekła zasyczałam z bólu.
-Przyszedł czas, abyś ją poznała.
-Kogo? - O czym on bredził? Był jakiś nawiedzony? - Kogo?! - Powtórzyłam pytanie, gdy mi nie opowiedział. Po raz kolejny chciałam wydać z siebie głos, ale przyłożył mi do buzi szmatkę, nasączoną dziwnie pachnącą substancją. Obraz stawał się mniej wyraźni, oczy same się zamykały, aż wszystko znikło.

środa, 24 kwietnia 2013

Rozdział 15




-Przestań stroić fochy. Przynajmniej póki jest tata. Nie możesz mi tego popsuć, nie wiem kiedy go znów zobaczę  - Powiedziałam na wstępie wchodząc do pokoju Ton'ego. Na mój widok założył słuchawki na uszy i odwrócił się w stronę komputera. Jak baba. Podeszłam do niego i zerwałam słuchawki. - O co ci chodzi?! - Wstał i szybkim ruchem pchnął mnie na ścianę.
-Zachowałaś się jak idiotka. To, że nie dogadujesz się z mamą i tatuś cie zostawił nie czyni z ciebie małej i bezbronnej. Może i jesteś moją siostrą, ale lepiej znam Kris'a i nie pozwolę, żeby przez ciebie zginął. Mam dosyć twojego dziecinnego zachowania. - Moje wargi zadrżały. Co mu odbija? Odepchnęłam go od siebie i spojrzałam groźnie.
-Nic ci nie zrobiłam! Czemu się na mnie wyżywasz?! - Zacisnął szczękę i zamknął oczy.
-Przepraszam. Poniosło mnie. - Wyszeptał.
-Tony co jest? - Podszedł do mnie i chwycił moje ręce w delikatnym uścisku. Otworzył oczy i spojrzał na mnie bezradnie.
-Wcale tego nie chciałem. - Powiedział musnął mój policzek i wyszedł, zostawiając mnie bez odpowiedzi. Co to do cholery jasnej było? Coś mnie tknęło i usiadłam przy jego komputerze. Chciałam włączyć jego ostatnie rozmowy, ale zabezpieczone były hasłem. Kurde! Zbiegłam na dół i weszłam do kuchni. Tata i mama siedzieli przy nakrytym stole, zagłębieni w rozmowie. Zauważając moją obecność umilkli.
-Gdzie Tony? - Spytał tata.
-Wyszedł. Powiedział, że ma coś do załatwienia. - Usiadłam miedzy nimi i wbiłam wzrok w ojca. - Opowiadaj. Jak tam było? Gdzie jedziesz następnie? Kiedy wrócisz? - Zaśmiał się i włożył do ust pełen widelec.
-Powoli, nie wszystko na raz. - Wywróciłam oczami, uśmiechając się.
-No to gdzie następnie?
-Chorwacja. - Popatrzyłam na niego zdziwiona.
-Pojadę z tobą! - Skwitowałam radośnie.
-To świetny pomysł. Mógłby pojechać też Tony i tamci jego koledzy, na przykład Kris - Powiedziała mama z uśmiechem. Zerknęłam na nią ze skwaszoną miną. Pomysł był fajny. Szkoda tylko, że żaden z nich nie chce się do mnie odzywać.
-Czemu nie - Powiedział tata po chwili namyślenia. - Jedziemy tam wprawdzie tylko na tydzień, ale myślę  że i tak wspaniale będziecie się bawić. - Wymusiłam uśmiech i zabrałam się do jedzenia, już nic nie dodając. No to po udanych wakacjach w Chorwacji.

Wieczór przyszedł szybko. Ton'ego nadal nie było, a koniecznie musiałam dowiedzieć się o co  mu chodziło. Ostatnio zrobił się jakiś dziwny, to na pewno nie tylko przez mój wybryk na imprezie. To coś więcej. Zrezygnowana położyłam się na łóżku. Jutrzejszy dzień miała spędzić z tatą, a pojutrze mieliśmy wyjechać. Został  tylko jeden szczegół. Nie oznajmiłam tego jeszcze Krisowi. Osobiście szczerze wątpiłam, że się zgodzi, ale nie było co mu się dziwić. Wzięłam komórkę i wybrałam jego numer, ale nie odważyłam się wcisnąć zielonej słuchawki. Wyjdę na idiotkę, gdy się o to go spytam, po tym co zrobiłam. Przekręciłam się na brzuch i wyjrzałam przez okno balkonowe. Na niebie widać już było księżyc. Noc tajemnicza, pełna niebezpieczeństw dzięki czemu stawała się jeszcze piękniejsza. Groźna, zmysłowa, kusząca niczym prawdziwa kobieta. Z moich poetyckich rozmyślań wyrwał mnie dźwięk mojej komórki. W pokoju rozległa się piosenka The Pretty Reckless. Tata nigdy jej nie lubił. Numer był mi nieznany i odebrałam dopiero po chwili.
-Halo? - Spytałam bezpiecznie.
-Cześć Kay tu Nina.
- Och - Uśmiechnęłam się do siebie, bo do głowy przyszedł mi świetny pomysł. - Wiesz ja i Tony pojutrze jedziemy na tydzień do Chorwacji. Może ty i Kris też się zabierzecie? Bardzo mi na tym zależy.
-Chorwacja?! Ty się jeszcze pytasz? Jasne, że jedziemy, choćbym miała zaciągnąć Kris'a tam siłą, ale to chyba nie będzie potrzebne, bo w końcu ty jedziesz.
-Nie byłabym tego taka pewna. Zrobiłam coś głupiego i Kris się na mnie gniewa.
-To wyjaśnia czemu na wszystkich tak warczy. Gdy chciałam z nim pogadać prawie zabił mnie wzrokiem.
-Aż tak źle? - Zagryzłam wargę z poczuciem winy.
-Może spróbujesz z nim pogadać?
-Wątpię, że to pomoże. Raczej nie chciałby ze mną rozmawiać.
-Gadasz bzdury. Przyjdź to akademii, a przy okazji wszystko sobie ustalimy. - Westchnęłam niepewnie. - Nawet się nie zastanawiaj, tylko szybko masz tu przyjść.
-No dobrze.
-Do zobaczenia. - Rozłączyłam się, założyłam buty i z obawami wyszłam z domu.

Ogród na tyłach akademii był naprawdę piękny. Niemal się w nim zakochałam. Kto tu wchodził, wychodzić nie chciał. Kris siedział na drewnianej huśtawce, pod starym drzewem. Nie zauważył, że przyszłam, póki nie usiadłam koło niego.
-Nic nie mów - Zaczęłam na wstępie. - Wiem, że nie powinnam przychodzić, ale nie mogę na to pozwolić, nie moge cie stracić. Jesteś dla mnie zbyt ważny. Może to głupie, bo tak na prawdę nie znamy się, aż tak by można było wyciągnąć takie wnioski, ale tak jest. To co zrobiłam... Zachowałam się jak nieodpowiedzialne dziecko. Po raz kolejny. Nie zmienię tego jaka jestem.
-Nie chce byś się zmieniała, zakochałem się w tobie takiej nie innej - Spojrzałam na niego nie dowierzając.
-Zakochałeś się? - Wzruszył ramionami patrząc na swoje splecione ręce.
-To jest dopiero nieodpowiedzialne... - Reszta słów utonęła w naszym pocałunku.  Pocałunku niosącym nadzieje na lepsze jutro. Chwycił mnie w tali i posadził sobie na kolanach, gładząc mnie po plecach.
-Przepraszam, że przerywam w tym ekscytującym momencie, ale muszę coś wyjaśnić sobie z moją siostrą. - Usłyszałam za sobą oschły głos Ton'ego. Zerwałam się na równe nogi z rumieńcem na twarzy.
-Tony co ty tu robisz?
-Chodź - Nie odpowiedział na moje pytanie tylko ruszył do wyjścia. Pochyliłam się nad Krisem i uśmiechnęłam się niepewnie.
-Jedziemy do Chorwacji - Szepnęłam i pobiegłam z bratem. - Zaczekaj! - Krzyknęłam do niego, gdy miał wsiadać już do samochodu. Odwrócił się w moją stronę, podszedł do mnie i mnie pocałował.

czwartek, 18 kwietnia 2013

Rozdział 14

Z krzykiem zerwałam się do góry. Leżałam tak gdzie zemdlałam, z tą tylko różnicą, że teraz oczy wszystkich imprezowiczów były skierowane na mnie. Susan padła na kolana obok mnie, odgarniając włosy z mojej twarzy.
-Jej, jak dobrze że cie znaleźliśmy.- Spojrzałam na nią zdziwiona. Przecież nie mogło mnie nie być, aż tak długo. Gdy o tym pomyślałam, zdałam sobie sprawę, że w parku jest już widno.
-O cholera. - Wstałam szybko, aż zakręciło mi się w głowie. Przytrzymałam się ramienia chłopaka, który stał koło mnie. - Sorry. - Chwiejnym krokiem ruszyłam w stronę wyjścia z parku.
-Gdzie idziesz? - Spytała Susan, zrównując się ze mną.
-Muszę wrócić do domu.
-Szkoda, jeżeli chcesz to poproszę kogoś, żeby cie odwiózł.
-Było by miło. - Uśmiechnęła się i pobiegła w stronę grupki chłopaków. Było mi wszystko jedno, kto to będzie, zależało mi tylko na szybkim dostaniu się do Kris'a. Zatrzymałam się przy samochodzie, którym tu przyjechałam i zaczekałam na Susan. Razem z nią przyszło dwóch chłopaków.
-To Mark i Dany. - Spojrzałam na dwie obce mi twarze. Mark był wysokim brunetem o brązowych oczach,  szeroki uśmiechu i wielkich barach. Dany był jego bliźniakiem tylko blondynem, ten sam sposób ułożenia włosów na żel, ta sama postawa, ten sam uśmiech. Wzruszyłam ramionami i uśmiechnęłam się do nich krzywo.
-Ja jestem Kayla.
-Wiemy. - Powiedział Dany. - Znamy twojego brata.
-Och, to chyba fajnie? - Mój głos nie brzmiał zbyt pewnie, nie obchodziło mnie czy znali mojego brata, czy też nie. Byle by odwieźli mnie do domu.
-Do zobaczenia. - Pożegnała się blondynka, całując mój policzek.
-Na razie. - Poczłapałam się za chłopakami do ich wozu, ciągle czując mdłości i zawroty głowy. Usadowiłam się na tylnym siedzeniu razem z Markiem i po chwili zmierzaliśmy już do mojego domu.
- Kumplujesz się też z Krisem. - Stwierdził blondyn i mimo że nie było to pytanie, kiwnęłam głową.
-Tak, no i co z tego?
- Nie wiem czy wiesz, ale nie przepadamy za sobą. - Spojrzałam na niego, zaniepokojona tonem jego głosu.
-To nie moja sprawa.
-Nie? - Zaczął Mark, kładąc rękę na moim udzie.
-Nie i bierz ode mnie tą łapę!  -Odsunęłam się od niego na tyle ile mogłam, ale wiedziałam, że i tak nie ucieknę  Wpadłam w pułapkę.
-Twój braciszek i Kris, zrobili kiedyś coś czego nie powinni.
-Nie obchodzi mnie co zrobili, ja nie brałam w tym udziału. - Brunet przysunął się do mnie i uśmiechnął się szyderczo.
-Kochanie...
-Daruj sobie głupku i tak się nie boje. Co możesz mi zrobić? Zabijesz mnie? - Posłałam mu wyzywające spojrzenie, co nie było dobrym pomysłem, bo chwycił mnie za nadgarstki i przycisnął mocniej do fotela. Jedną ręką odpiął guzik moich spodni.
-Są gorsze rzeczy niż śmierć.- Zacisnęłam zęby próbując się wyrwać z uścisku, ale na marne.
-I tak tego nie zrobisz, bo zgnijesz w pierdlu. Nie przemyślałeś tego. Gdyby tylko ktoś nie wiedział, że jestem z wami, może i mielibyście jakąś szanse, a tak? Przykro mi, więc puszczaj mnie gnojku i po prostu odwieź do domu. - Mówiłam to wszystko pewnie, patrząc mu prosto w oczy, uśmiechając się złowrogo. Oblizał wargi i odsunął się zawiedziony.  Odetchnęłam z satysfakcją. Po kilku minutach zatrzymaliśmy się pod moim domem, szybko wysiadłam z auta i spojrzałam na moich niedoszłych oprawców. - I tak mu powiem.- Zatrzasnęłam drzwi i wbiegłam do domu, ale nikogo nie zastałam w środku. Wzięłam szybki prysznic, przebrałam się, a gdy chciałam wezwać taksówkę okazało się, że zgubiłam telefon. Z frustracją zadzwoniłam z domowego.  Po nie całej godzinie byłam już w akademii. Kris'a już wypisali i z tego co wyjaśniła mi pielęgniarka był w swoim pokoju. Po kilku trudnościach wpadłam tam zdyszana. Tony i Kris siedzieli na zaścielonym łóżku, przyglądając mi się ze złością w oczach.
-Nie ważne co zrobi... - Nie skończyłam, bo Tony rzucił mi swój  telefon, który złapałam w locie i spojrzałam na wyświetlacz. Oddech uwiązł mi w gardle. Przed oczami miałam zdjęcie, gdy siedziałam na kolanach jakiegoś chłopaka, odchylona w tył bez bluzki, a moje pół przytomne spojrzenie utkwione było wprost w obiektywie. Jak to możliwe? Nie pamiętałam tego.Wybrałam kolejne. Na tym leżałam na nim, całując go w usta. To zdjęcie wyglądało, jak wyjęte z filmu porno. Nie miałam odwagi oglądać następnych. - Skąd to masz?
-Dostałem rano SMS-em . Co ty sobie kurwa myślałaś? - Zacisnęłam szczękę, szukając wzroku Kris'a.
-A co ty myślałeś? ! Że masz cudną, przyzwoitą siostrzyczkę, która nie miała alkoholu, papierosów i prochów w ustach? To muszę cie zmartwić. - Zrobił zdziwioną minę. - Cholera! Mniejsza o to. Po pierwsze, wasi przyjaciele chcieli mnie zgwałcić. Nie wiem co im zrobiliście, ale postanowili się odegrać na mnie. Po drugie widziałam Nathaniela. - W końcu odnalazłam oczy Kris'a.
-Jacy przyjaciele? - Spytał zaniepokojony. - Zrobili ci krzywdę?
-Dany i Mark, nie ważne. Nathaniel powiedział, że ona mnie znajdzie czy tego chce, czy nie.
-Tylko tyle?
-Potem zemdlałam.
-Jesteś pewna, ze nie były to pijackie omamy? - Spytał Tony z kąśliwością w głosie. Posłałam mu spojrzenie pod tytułem: '' spieprzaj, i tak wiem, że nie jesteś lepszy.''
-Jestem tego pewna.
-O kim on mówił? - Głos Kris'a był obojętny, jakby wcale go to nie obchodziło.
-Nie wiem! Skąd moge wiedzieć!?
-Nic dziwnego, że nie wiesz, skoro uchlałaś się, jak... - W oczach stanęły mi łzy. Normalnie nie płacze, ale tym razem już nie mogłam wytrzymać. Źle się czułam, prawie mnie zgwałcono, a do tego nawiedzał mnie jakiś pieprzony nie człowiek.
-Tony wyjdź. - Przerwał mu Kris. Chłopak spojrzał na niego zaskoczony, ale wstał i wyszedł, posyłając mi nie miłe spojrzenie. Westchnęłam i otarłam łzy.
-Przepraszam, byłam pijana i po prostu... Nie wiem, nie myślałam. - Patrzył się przed siebie jakby w ogóle mnie nie było. Usiadłam koło niego desperacko pragnąc jego uwagi.
-Myślałem, że to coś dla ciebie znaczyło. - Powiedział cicho.
-Znaczyło, wciąż znaczy. Kris, proszę nie skreślaj mnie po jednym głupim wybryku z alkoholem. Ja nawet nie znam tego chłopaka, nie mam pojęcia jak do tego doszło, nie pamiętam nic, prócz Nathaniela. - Mówiłam załamanym głosem, dopiero teraz dotarło do mnie co ja zrobiłam, jaka byłam głupia.
-Zastanawiam się o kim mógł mówić. Koniecznie musimy do niego dotrzeć. - Mimo wszystko zabolało mnie to, że zmienił temat.
-Nie wiem, nie wiem czego ode mnie chce, kim jest, nie wiem nic, chce wrócić do domu i zapomnieć o tym, o tym wszystkim. - Wstałam i wyszłam czując jego wzrok na plecach. Tony stał na korytarzu oparty o ścianę  Ominęłam go bez słowa. Mógł być na mnie zły, ale nie miał prawa mnie tak traktować. Wzięłam głęboki wdech, gdy poczułam na skórze promienie słońca. Co teraz miałam ze sobą zrobić? Powolnym krokiem wróciłam do domu, zamyślona zamknęłam za sobą drzwi i dopiero po chwili dotarł do mnie głos mamy.
-Nie będę jej kontrolować, jest już dorosła.
-Mogłabyś przynajmniej udawać, że coś cie to obchodzi. Nie po to ją tu przysłałem - Z uśmiechem na ustach szybko pobiegłam do kuchni i zatrzymałam się w drzwiach.
-Tata! - Rzuciłam mu się w ramiona.
-Och skarbie. - Objął mnie i mocno przytulił.
-Tak tęskniłam. - Tak miałam dosyć tego dnia, mimo że dochodziła dopiero druga  że mój głos zadrżał, gdy wymawiałam te słowa.
-Ja za tobą też kochanie. - Uśmiechnął się potulnie i pocałował mnie w czoło, wypuszczając z ramion. W tej samej chwili, drzwi frontowe zamknęły się z trzaskiem, a do kuchni wszedł Tony.
-Cześć tato. - Powiedział oschle, wziął cole z lodówki i wbiegł na górę. Tata i mama patrzyli na niego ze zdziwieniem. Nigdy się tak nie zachowywał. Tony przecież zawsze był miły. Patrzyłam w ślad za nim, walcząc ze sobą. Niestety wygrała ta słabsza strona.
-Pójdę z nim porozmawiać, a wy zróbcie coś do jedzenia. Jestem strasznie głodna. - Rzuciłam za sobą, wchodząc po schodach, uśmiechając się niewinnie.



wtorek, 9 kwietnia 2013

Rozdział 13

Koniec roku szkolnego. Teraz już wiem czym tak jarają się nastolatkowie. Nie chodziłam zbyt wiele do szkoły, ale i tak cieszyłam się na wakacje. Nie miałam jeszcze żadnych planów, ale na pewno nie będę siedzieć w domu dwa miesiące. Kto w ogóle wpadł na pomysł, żeby na zakończenie przychodzić ubranym na galowo? Przecież to obłęd, wszyscy powinni mieć na sobie kolorowe ubrania, miała zacząć się nowa przygoda w ich życiu, nie był to zwyczajny dzień, więc przynajmniej dziś każdy powinien się wyróżniać, a nie wyglądać jak pani bądź pan profesor. Ja nie miałam zamiaru kontynuować tej beznadziejnej tradycji i założyłam śliczny sweterek w kolorze morskim i czarną spódnice do połowy uda. Elegancko, ale i z pazurem. Lekko spóźniona trafiłam na krótki apel, potem odbyło się pożegnanie ostatnich klas, pod koniec uroczystości rozdane zostały świadectwa i do domu. Wszystko trwało półtorej godziny, najnudniejsze półtorej godziny w moim życiu. Kris'a nie było. Wciąż leżał w ''szpitalu'', lepiej się czuł, ale nie na tyle by przyjść do szkoły. Czy miedzy nami doszło do czegoś w tym czasie? Prócz niewinnych kilku pocałunków i paru długich rozmów do późnej nocy, nie. Nie wiem czy można było uznać to za związek. Dobrze się przy nim, czułam, ale chyba nie byłam w stanie teraz tego określić. Zamyślona stałam pod budynkiem szkoły, czekając na Ton'ego, tak byłam zagłębiona w swoje rozmyślania, że z początku nie zauważyłam jak podszedł do mnie Lal. Przyjaciel Ton'ego.
-Hej. - Przywitał mnie szerokim uśmiechem.
-Hej. - Spojrzałam na niego pytająco, raczej rzadko ze sobą rozmawialiśmy, mimo że go lubiłam. Był śmieszną ciamajdą, miał swój urok, ale na pewno nie był w moim typie.
- Wiesz są już wakacje i tak pomyślałem sobie czy może...
-Kayla! - Podbiegła do nas blond włosa Susan, chodziłyśmy razem na angielski i biologie, ale nie utrzymywałyśmy ze sobą zbyt bliskich stosunków. Podsumowując prawie z nikim nie byłam blisko, nie miałam przyjaciół i żadnej paczki znajomych  oprócz Kris'a i Niny, z którą zaczęłam się dogadywać. Odwróciłam się w stronę dziewczyny zaciekawiona, tym co ma mi do powiedzenia. - Słuchaj, robimy dziś imprezkę, zainteresowana?  - Uniosłam brwi do góry zastanawiając się nad propozycją i po chwili kiwnęłam głową energicznie.
-Gdzie?
-Za miastem jest stary opuszczony park, o siódmej po ciebie przyjedziemy jeśli chcesz. - Powiedziała ze świecącymi oczami.
-Okey, co mam przynieść?
-Nic, wszystko załatwiam ja z chłopakiem. - Mówiąc to uśmiechała się tajemniczo, zaintrygowało mnie to.
-No dobrze, w takim razie, do zobaczenia.
-Papa. - Rzuciła odchodząc w stronę wysokiego chłopaka.
-Lal, mam nadzieję, że nie było to nic ważnego. Porozmawiamy kiedy indziej, a teraz wybacz. - Nie czekając na to co odpowie, rzuciłam się biegiem w stronę brata. Kazałam się natychmiast odwieść do domu. Miałam trochę czasu, ale i tak od razu zaczęłam się szykować. Byłam tak podekscytowana, jakbym szła na swoją pierwszą imprezę. Po milionie pytań Ton'ego, wskoczyłam do wanny, zastanawiając się w co się ubrać. Moim rozmyślaniom przerwało pukanie do drzwi.
-Czego? -Warknęłam niezadowolona, że ktoś mi przeszkadza.
-Nie powiedziałaś mi jeszcze, gdzie ma odbyć się ta impreza. - Jezu, czy on nie może dać już spokoju?
-W jakimś parku, czy coś takiego. Nie ważne i tak Susan po mnie przyjedzie.
-Kay, nie wiem czy to dobry pomysł.
-Przestań ględzić Tony i daj mi się spokojnie wykąpać.
-Kris nie będzie zadowolony.
-Nie jestem jego własnością. - Upomniałam go, kończąc tym temat. Gdy wyszłam z wanny, powoli zaczęłam suszyć włosy. Potem zrobiłam ostry makijaż i włożyłam strój, który w między czasie sobie przygotowałam. Czarna bokserka, na to zarzucona skórzana kamizelka, jasne spodnie i lakierowane trampki w kratkę. Na luzie, ale seksownie. Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze. Może być stwierdziłam, zagryzając wargę. Usłyszałam trąbienie samochodu. W podskokach podbiegłam do drzwi.
-Wychodzę! - Krzyknęłam i zrobiłam tak jak powiedziałam. Z uśmiechem wskoczyłam do srebrnego audi, witając się ze wszystkimi w środku, czyli Susan, jej chłopakiem i czarnowłosym skejtem. Luisem.
-Trzymaj. - Blondynka podała mi pół pełną butelkę whisky. Przyjęłam ją z uśmiechem i pociągnęłam spory łyk, czując gorzko-ostry smak w ustach. - Czyli zaczynamy wakacje! - Wrzasnęła ze śmiechem wyrzucając ręce do góry i całując Jeremiego- swojego chłopaka w policzek.

Na miejsce dotarliśmy w dwadzieścia minut. Mimo że na dworze było jeszcze jasno, gdy weszło się w głąb parku, miało się wrażenie, że jest późny wieczór. Oprócz naszej czwórki, na miejsce dotarło jeszcze około dziesięć osób, nikogo z nich nie znałam i większość wyglądała na trochę starszych. Do moich uszu dotarła muzyka. Rozejrzałam się w około szukając jej centrum, ale nigdzie niczego nie dostrzegłam. W oddali słychać było kolejne nadjeżdżające samochody, zapowiadało się ciekawie. Podeszłam do skrzynek z piwem stojących pod wielkim drzewem i wzięłam sobie od razu dwa. Uderzając kapslem o kapsel, otworzyłam jedną butelkę i niemalże na raz wypiłam połowę. Kołysząc biodrami ruszyłam w stronę już tańczącej grupki. Szlug za szlugiem, butelka za butelką, tabletka za tabletką. Piłam i brałam wszystko co wpadło mi w ręce, głupie wiem, ale lubię bawić się dobrze, nawet jeżeli potem mam czuć się jakbym umierała. Co raz mniej ogarniałam, ale teraz świat był piękny, mimo że się chwiał.
-Chodź, gramy w butelkę. - Wykrzyczała mi do ucha Susan, łapiąc mnie za rękę i ciągnąc za sobą. Ze śmiechem zajęłam miejsce w kółeczku.
-Ja zaczynam. - Oznajmiła czerwonowłosa dziewczyna w różowej sukience. Pochyliła się i zaczęła kręcić pustą butelką, która zatrzymała się na Luisie. - Pytanie czy wyzwanie? - Spytała z nikczemnym uśmiechem.
-Wyzwanie. - Powiedział chłopak odważnie.
-W takim razie musisz... Pocałować się z Joelem. - Skejt spojrzał na nią ze śmiechem, wstał i podszedł do niskiego niebieskowłosego chłopaka, który stał przy alkoholach. Co oni mieli z farbowaniem włosów na kolorowo? Chwycił go za brodę i pocałował. Zaskoczony chłopak wyrwał się z uścisku Luisa i posłał mu zabójcze spojrzenie. Tamten nic sobie z tego nie zrobił i wrócił do naszego grona z szerokim uśmiechem.
-Teraz ja. - Luis wylosował Susan, ta zaś trafiła na Jasmin, a Jasmin na mnie. Obserwowałam ją uważnie, gdy wymyślała mi zadanie.
-Najpierw musisz zdjąć bluzkę, a potem przylizać się z Lukiem. Tylko nie ma to być niewinny całusek, tylko coś ostrego.
-W porządku. - Z ledwością wstałam na nogi. Ściągnęłam najpierw kamizelkę, potem na ziemie poleciała bokserka. Chwiejnie podeszłam do Luka. Był to umięśniony niebieskooki brunet, o olśniewającym uśmiechu. Okrakiem usiadłam mu na kolanach i językiem musnęłam jego wargi. Usłyszałam za sobą pogwizdy i śmiech. Ciągle siedząc wychyliłam się do tyłu i spojrzałam na Jasmin. - Ostro tak? - Kiwnęła głową.  Powoli i zmysłowo wróciłam do poprzedniej pozycji, ręce położyłam na torsie Luka, pchnęłam go na ziemie i zaczęłam  całować. Gdy poczułam jego dłonie na piersiach wydałam cichy pomruk i odsunęłam się od niego. Spojrzał na mnie zawiedzionym wzrokiem, gdy wstałam oblizując wargi. Ukłoniłam się. - Ta dam. - Podniosłam swoje rzeczy i szybko je na siebie włożyłam. - A teraz wybaczcie moi drodzy, ale muszę siusiu. Niech nikt nawet nie waży się mnie podglądać. - Powiedziałam groźnie patrząc na chłopaków i ruszyłam w głąb parku. Wszystko co raz bardziej się kręciło, a ja ledwo stałam na nogach. Poczułam mdłości i zgięłam się w pół wypróżniając żołądek z nadmiaru wódki, gdy się wyprostowałam z piskiem odskoczyłam do tyłu, nie mal tracąc równowagę. Przede mną stał Nathanel. Co on tu robił?
-Ona cie zdobędzie, czy tego chcesz, czy nie. - Szepnął mi do ucha, a wtedy zapadłam się w ciemność.




sobota, 6 kwietnia 2013

Rozdział 12

Poczułam jak ktoś głaszcze mnie po głowie, otworzyłam oczy i zdałam sobie sprawę, że usnęłam,  gdy siedziałam przy Krisie, a głowę trzymałam na jego brzuchu, podniosłam ją do góry i napotkałam jego uśmiech.
-Przepraszam. - Powiedziałam zakłopotana.
- Nie ma za co. Bardzo boli? - Spytał, przyglądając się moim dłonią.
-To chyba ja się powinnam o to spytać.
-Kłamać nie będę, nafaszerowali mnie tyloma prochami, że nic nie czuje. - Zaśmiałam się , zerkając na niego. - Picie w twoim wieku jest chyba niedozwolone. - Zmarszczyłam brwi zastanawiając się o co mu chodzi, póki nie poczułam ciężaru butelki z piwem w kieszeni, której jakimś cudem nie zauważył Tony.
-Sprzedali mi, więc jak widać, jednak dozwolone. - Otwierał już usta by coś powiedzieć, ale przerwał mu dzwonek mojej komórki. Wygrzebałam ją z kieszeni spodni i spojrzałam na wyświetlacz, a no moich ustach zagościł szeroki uśmiech. Szybko wcisnęłam zieloną słuchawkę i przytknęłam telefon do ucha.
-Cześć tato. - Przywitałam się radośnie.
-Cześć skarbie. Wybacz, że tak długo nie dzwoniłem, ale dopiero znalazłem wolną chwile i zasięg.
-Och, nic nie szkodzi.
-Jak tam? Jesteś grzeczna?
-Ja zawsze.
-Jak w szkole? Dajesz sobie radę?
-Jest trochę inaczej, ale myślę, że się przyzwyczaję  Ten rok szkolny i tak zaraz się kończy, więc od następnego powinno mi iść gładko.
-Moja dzielna dziewczynka.
-Tęsknie tato.
-Ja też tęsknie Misiaku. Niedługo się zobaczymy, kończymy zdjęcia tutaj i jedziemy na kilka dni do Nowego Jorku.
-Naprawdę? Już nie mogę się doczekać.
-Ja też. Co słuchać u mamy?
-Jest okey, ale nie spędzamy za dużo czasu ze sobą, w sumie to tylko czasem zjemy razem kolacje. Myślę, że przez to, że mieszkałam z tobą, straciłyśmy to co nas łączyło.
-Przykro mi skarbie.
-Mi też, ale mam Ton'ego. - Uśmiechnęłam się smutno, patrząc na Kris'a, który przyglądał mi się z zainteresowaniem.
-Pozdrów go. Znalazłaś sobie jakiś przyjaciół?
-Oczywiście. - Odwróciłam się do Kris'a plecami i wbiłam wzrok w drzwi.- Tak, jest ktoś.
-Mówisz jakby to był twój chłopak, a nie przyjaciel.
-Zdaje ci się.
-Możliwe. Co porabiasz?
-Oglądam telewizję, jak zwykle nic ciekawego.- Zaśmiał się.
- A co z tańcem. - Przewróciłam oczami zirytowana.
-To koniec.
-Jesteś tego pewna? - Byłam?
-Tak, już mnie to nie kręci.
- Ale kochałaś to. - Powiedział nie rozumiejąc mojej decyzji.
-Właśnie kochałam. Tato nie chce o tym mówić, jestem już zmęczona, jest późno, a jutro trzeba iść do szkoły. Zadzwoń jak znów znajdziesz chwilę.
-Dobrze. Dobranoc. Kocham cie.
-Ja ciebie też. - Przerwałam połączenie i stałam jak słup soli, całkiem wypłukana z emocji. Nie wiedziałam co zrobić, a ni co myśleć.
-Co cię już nie kręci? - Spytał Kris.
-Taniec.
-W takim razie co cie teraz kręci? - Odwróciłam się do niego twarzą.
-Pieprzone wampiry i wilkołaki. - Spojrzał na mnie zaskoczony.
-Żartujesz?
-Chciałabym, ale nic na to nie porządzę. Spodobało mi się to.
-Chyba musisz się przespać.
-Haha, bardzo śmieszne.- Usiadłam pod ścianą, obserwując jego twarz. Boże jak on mi się podobał. Dopiero teraz zdałam siebie z tego sprawę, ale czemu teraz? A kto wie? Otworzyłam piwo i uniosłam butelkę do góry. - Twoje zdrowie. - Powiedziałam i pociągnęłam łyk. Odwrócił wzrok i spojrzał na sufit. Jego szczęka była zaciśnięta, coś było nie tak. - Hej wszystko okey? - Wziął głęboki wdech i skrzywił się z bólu.
-Podejdź na chwilę. - Zmarszczyłam czoło, ale dźwignęłam się na nogi i podeszłam. - Czemu tu jesteś? Czemu nie pójdziesz do domu? - Spytał cicho, z zamkniętymi oczami.
-Em... Tak... No. W sumie to nie wiem, po prostu czuję, że muszę. - Uśmiechnął się, prawie niedostrzegalnie.
-Pocałuj mnie. - Otworzył oczy. - Pocałuj. - Z niedowierzaniem przycisnęłam usta do jego ust, a butelka wyślizgnęła się z mojej ręki i uderzyła o ziemie, rozbryzgując napój wokoło.
-Kayla? - Usłyszałam za plecami głos Ton'ego i odskoczyłam od Kris'a jak oparzona. - Chyba czas wracać do domu. - Powiedział rozbawiony.
-Em, tak. - Spojrzałam na zielonookiego i uśmiechnęłam się. - Do zobaczenia. Podreptałam za Tonym do samochodu.
-Co to było? - Spytał, przekręcając kluczyki w stacyjce.
-No nie widziałeś? Prowadziliśmy poważną konwersację.
-I ja wam bezczelnie przerwałem, co?
-Żebyś wiedział. Tata niedługo nas odwiedzi.
-Kiedy?
-Nie powiedział, kiedy dokładnie.
-Stęskniłaś się?
-I ta jak. - Puścił do mnie oczko.
-Wiesz, że na mamę też możesz liczyć.
-Chciałabym. - Uścisnął moją dłoń.
-Ona cie kocha.
-Ta, szkoda, że kiepsko to okazuje.
-Ty też się nie przykładasz.
-Może dlatego, że nie ma jej prawie nigdy w domu. - Wzięłam głęboki oddech, a w mojej głowie pojawił się ten pieprzony wilkołak. Kurczę jaka to była adrenalina, mimo wszystko mogłabym to powtórzyć. Tak jestem chora.


Czytasz --> Komentuj :)

piątek, 5 kwietnia 2013

Rozdział 11

Uklękłam obok jego nieruchomego ciała, bałam się sprawdzić czy oddycha.
-Kris? Mój boże Kris, kurwa otwórz te oczy! - Potrząsnęłam go za ramie. Żadnej reakcji. Spojrzałam na potwora, który go przygniatał, z jego cielska zaczął unosić się dym. - Co do cholery? - Wstałam i obeszłam wilkołaka dookoła. Jego sierść zaczęła płonąć. - Fuck!- Musiałam odciągnąć go od nieprzytomnego chłopaka, bo zjara się razem z nim. Ze skrzywioną miną złapałam bestie za szorstką łapę. Ciągnęłam go z całych sił, a ogień stawał się coraz większy. Po chwili parzył już moje dłonie. Zasyczałam z bólu odciągając sierściucha na bok.  Nogą pchnęłam go pod ścianę i doskoczyłam do Kris'a, którego spodnie zajęły się ogniem. W głowie pojawił mi się obraz taty gaszącego nasz stary fotel. Tak to ja go podpaliłam, był tak okropny, że należało go spalić. Gasił go jakąś starą szmatą, powiedział, że należy odciąć dopływ tlenu. Tak wiem głupiec, zamiast ugasić go wodą, on latał z jakąś ścierą., tyle że ja nie miałam pod ręką ani wody, ani żadnego materiału. Myśl, myśl. Nakazałam sobie. Spojrzałam na szafirową bluzkę Niny, lepsze to niż spodnie, pomyślałam i szybko ją z siebie ściągnęłam. Jeżeli ktoś mnie taką zobaczy zapadnę się pod ziemie. Ogień był na tyle mały, że szybko udało mi się go opanować. Znów opadałam na kolana koło niego i poklepałam go po policzku. Nic to nie dało, więc zwiększyłam siłę uderzenia, aż na skórze pojawiło się czerwone odbicie mojej dłoni. Mimo woli uśmiechnęłam się, a powieki Kris'a uniosły się delikatnie.
-Gdzie ty masz bluzkę? - Zapytał słabym głosem.
- Musiałam nią ugasić twoje spodnie. - Podparł się na łokciach i spojrzał na swoje nogi.
-To były moje ulubione! - Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Dlaczego on zaczął się znikąd palić? - Próbował usiąść, ale tylko skrzywił się i z powrotem opadł na ziemie.
-Chyba połamał mi żebra. - Mimo jego niechęci podwinęłam jego koszulkę do góry. Cała klatka piersiowa i żebra były sine.
- Zadzwonię do Ton'ego.
-Okey. - Przymknął oczy, a ja wyciągnęłam telefon z kieszeni. Opisałam bratu całe zdarzenie i poprosiłam go by po nas przyjechał, ciągle zerkając na coraz słabiej oddychającego Kris'a.
-No więc dlaczego?
-Dlaczego co?
-Czemu zaczął się palić?
-Ach... Srebro zachodzi  w reakcje z krwią, powodując powstawanie ognia. Jest to przydatne, bo nie musimy sprzątać ciał.
-Z wampirami jest tak samo? - Ledwo dostrzegalnie kiwnął głową.
- Tylko zamiast srebra, potrzebne jest drewno. - Zadumałam się na chwilę nad tym. Chyba będę musiała kupić sobie jakiś kołek. Pomyślałam. Nie był to wcale taki głupi pomysł.
-Przypomnij mi żebym dał ci coś na wzór gazu pieprzowego, tylko z drobinkami srebra.
-Gdzie takie coś można dostać?
-Nie wiem, my sami takie robimy.
-Och... No cóż będę pamiętać. - Długo nie musieliśmy czekać na Ton'ego. Pojawił się po kilkunastu minutach.
-Kayla, możesz mi powiedzieć gdzie masz bluzkę? - Westchnęłam z irytacją podnosząc z ziemi pozostałości z bluzki.
-O to ona. - Pokręcił głową z niedowierzaniem i dał mi swoją bluzę.
-Co z nim? - Podszedł do Kris'a.
-Żyje, nie mów jakby mnie tu nie było. - Odezwał się zielonooki.
-Musimy zawieść go do akademii, tam się nim zajmą. - Zerknął na mnie zaniepokojony.
-A ty? Jakieś rany? - Pokazałam mu swoje poparzone dłonie. - Nie wygląda to za dobrze.
-Zwykły opatrunek wystarczy. - W jego oczach czaiła się niepewność. Pomógł wstać Krisowi i zaprowadził go do samochodu.

Kris'a zabrali do części szpitalnej w akademii, Tony podrywał Ninę, a ja siedziałam skulona, zmarznięta i zmęczona, na fotelu w poczekalni już przez jakąś godzinę. Moje obie dłonie były zabandażowane i okropnie piekły, mimo że wzięłam kilka proszków przeciw bólowych. To czekanie niezwykle mnie irytowało. Wstałam i wyszłam na zewnątrz, rozejrzałam się dookoła. Zawsze można spróbować pomyślałam i ruszyłam do sklepu po przeciwnej stronie ulicy.
-Dobry wieczór. - Przywitałam się i zaczęłam chodzić między półkami, wzięłam jedną butelkę piwa i podeszłam do kasy.
-To wszystko? - Uśmiechnęłam się w duchu, gdy sprzedawca nie poprosił o dowód, tylko patrzył mi się w cycki.
-Poproszę jeszcze Pall Mall. - Facet położył przede mną paczkę papierosów, a ja wygrzebałam z kieszeni bluzy Ton'ego drobne. Gdy zapłaciłam wyszłam ze sklepu zadowolona i rozpaliłam jednego szluga. Porządnie się zaciągnęłam i zaczęłam iść w stronę akademii powolnym krokiem podśpiewując pod nosem. Nikt nie wie, że czasem przypalam, nawet Tony. Od razu by mnie pogrzebali żywcem, nikt w domu nigdy nie palił. Co za głupcy, tak najlepiej się odstresować, w ogóle nie znają się na życiu. Butelkę z piwem schowałam do kieszeni i zatrzymałam się przed obszernymi drewnianymi  drzwiami. W jakiej epoce żyją ci ludzie, nikt już nie używa takich drzwi, mogliby zadbać o komfort odwiedzających i wymienić je na coś nowocześniejszego. Sfrustrowana zgasiłam papierosa i weszłam do środka. Przed salą Kris'a stał Tony.
-Gdzie byłaś?
-Przewietrzyć się. Można już do niego wejść?
- Tak. - Patrzył na mnie podejrzliwie.
- Byłeś już tam?- Kiwnął głową. - I jak się czuje?
-Jak ktoś z połamanymi żebrami i drenażem w środku. - Skrzywiłam się słysząc słowo drenaż.
-Nie bądź sarkastyczny. Myślisz, że mogę?
-Jasne. - Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Jego zielone oczy były zamknięte, a klatka unosiła się delikatnie w równym tempie  Spał. Przez chwile zastanawiałam się czy wyjść, ale tylko usiadłam koło niego i przyglądała się jego rysą twarzy czekając, aż otworzy oczy.

wtorek, 2 kwietnia 2013

Rozdział 10

- Jeżeli to prawda, cały świat jest w niebezpieczeństwie, ta suka nie ma żadnych zahamowań - Skwitował Kris ze złością.
-Powiemy o tym starszym?
-Nie, póki się nie upewnimy.
-Będą wkurzeni.
- Wkurzeni będą jeszcze bardziej, jeżeli wywołamy fałszywy alarm.
-W sumie racja.
-Więc, co robimy? - Wtrąciłam się w wymianę zdań dwójki.
-Pójdziemy do tego klubu. Może znowu go spotkamy. - Wzruszyłam ramionami.
-Czemu nie?
-Nina idziesz z nami? - Kris spojrzał pytająco na rudowłosą.
-Nie mogę, mam coś do zrobienia.
-Okey - Uśmiechnął się do niej i wzrokiem powędrował do mnie - Która godzina? - Spojrzałam na wyświetlacz telefonu.
-Dochodzi ósma.
-Idziemy teraz, czy chcesz jeszcze wpaść do domu? - Spojrzałam na swoje dresowe spodnie i trampki i uśmiechnęłam się niepewnie.
-Jeżeli chcesz to pożyczę ci coś do przebrania się - Zerknęłam na Ninę zdziwiona, ale pokiwałam głową.
-Dzięki.
-To ty idź z Ni, ja pójdę po jakąś broń i za dziesięć minut spotkamy się tu z powrotem.
-Spoko. - Ruda chwyciła mnie za rękę i pociągnęła za sobą.
-Myślę, że mamy podobny rozmiar, więc na pewno coś ci znajdziemy. - Powiedziała i otworzyła drzwi jednego z pokoi, a potem mnie do niego wepchnęła. Trzy ściany sypialni były ciemnofioletowe, a czwarta była biała, widniały na niej portery jakiś ludzi, w tym portret Kris'a.
-Sama to namalowałaś? - Spytałam podziwiając malunki.
-Tak. - Powiedziała z uśmiechem. grzebiąc w trzydrzwiowej szafie.
-Wszyscy stróże tu mieszkają?
-Większość, niektórzy mają własne domy, ale blisko akademii. Myślę, że to się nada! - Odwróciła się w moją stronę z szafirowa bluzką w rękach.
-Jest piękna.  - Podeszłam do niej, wzięłam bluzkę i podeszłam do lustra.
-Wiem, do tego czarne jeansy - Powiedziała i rzuciła w moją stronę spodnie. - I saszki na koturnie. Chwila gdzie ja je mam? - Gdy ona szukała butów, ja w tym czasie się przebrałam.
- Może być? - Spytałam. Spojrzała na mnie i uśmiechnęła się szeroko.
-Jej, wyglądasz cudnie, lepiej niż ja. - Zaśmiała się i zrobiłam obrót wokół własnej osi obserwując swoje odbicie w lustrze. - O! Mam! - Podała mi buty, które szybko włożyłam na nogi. - Wyglądasz tak dobrze, że Kris się w tobie zakocha. - Na moje policzki wkradł się rumieniec.
-Lepiej chodźmy, pewnie już na mnie czeka.
-Masz racje. - Otworzyłam drzwi, a z ust wyrwał mi się pisk.
-Nie strasz! - Krzyknęłam do Kris'a, który za nimi stał. Zielonooki zlustrował mnie od stóp do głów i uśmiechnął się zawadiacko.
-Ładnie. Miało być dziesięć minut.
-Było piętnaście, nie marudź, mogło być trzydzieści - Powiedziała rudowłosa. Wywrócił oczami.
-Chodźmy.

-Ty pójdziesz w prawo, ja w lewo. Spotkamy się przy barze, jak coś zobaczysz krzycz - Kiwnęłam głową, gdy skończył i powędrowałam w prawo, przeciskając się przez roztańczony tłum, wypatrując Nathaniela. Nigdzie nie dostrzegłam jego przystojnej twarzy, co strasznie mnie wkurzyło. Jak mamy go tu znaleźć? Ten pomysł z każdą chwilą wydawał mi się głupszy. Przystanęłam na chwilę i poczułam czyjeś ręce na moim tyłku. Wściekła odwróciłam się w stronę idioty, który naruszył moją prywatną strefę.
-Cześć mała! - Blondyn patrzył na mnie zbereźnym wzrokiem z szerokim uśmiechem.
-Precz z tymi łapami gnojku!
-Uuu groźna...
-Jak się nie odwalisz, zawołam swojego przyjaciela. Siedział dziesięć lat za zabójstwo - Powiedziałam to zimnym stanowczym głosem, dzięki czemu chłopak mi uwierzył i odszedł z przestraszoną miną. Wybuchnęłam śmiechem i ruszyłam dalej. Mój wzrok przykuły drzwi ze stali z białym napisem '' nie otwierać!'' Zamknęłam lewe oko dzięki czemu wadziłam tylko cześć '' otwierać.'' Wzruszyłam ramionami. Jak piszą tak trzeba robić. Chwyciłam za klamkę i ramieniem naparłam na nie. Z cichym zgrzytem ustąpiły pod moim naciskiem.  Zamknęłam je za sobą, a moją skórę załaskotało zimne powietrze, znalazłam się w jakiejś ciemnej uliczce. Tylne wyjście, pewnie dla pracowników. Pod ścianą walały się puste pudła i śmieci. W ciemności dostrzegłam jakiś ruch. Marszcząc brwi ruszyłam w tamtą stronę, spodziewając się zobaczyć jakiegoś bezdomnego. Tyłem  do mnie stała  zgarbiona postać, wstrząsana dreszczami.
-Przepraszam, wszystko w porządku? - Nieznajomy nie odpowiedział. Podeszłam bliżej, a do moich nozdrzy dotarł obrzydliwy zapach zgnilizny. Pod stopami poczułam coś lepkiego. Spojrzałam w dół i dostrzegłam jakąś ciemną  maź, skrzywiłam się i z powrotem podniosłam wzrok, żeby dostrzec ogromnego wilkołaka.
-O kurwa! - Z przerażeniem zaczęłam się cofać. - Kris! Kris, kurwa to coś chce mnie zjeść! - Wrzeszczałam, błagając w duchu żeby mnie usłyszał.-Kris!
- Ja pierdole, jakiś ty brzydki - Usłyszałam za sobą głos zielonookiego i cicho odetchnęłam. Odwróciłam się w jego stronę i do niego podbiegłam.
-To coś cie zabije - Szepnęłam mu do ucha.
- Zobaczymy - Schował mnie za plecami i rzucił się na wściekłą bestie po drodze wyjmując pistolet. Moje serce biło jak oszalałe, gdy przyglądałam się ich walce. Co mogę zrobić? Jak mam mu pomóc? Sam sobie nie da rady. Myślałam nerwowo i wtedy usłyszałam strzał. Spojrzałam na wilkołaka. Na jego ciele w miejscu gdzie powinno znajdować się serce, widniała wielka dziura, z której sączyła się gęsta, ciemnoczerwona krew. Potwór zachwiał się i runął na Kris'a powalając go na ziemie.
-Kris! - Z ust wyrwał mi się krzyk. - Jeżeli on cie zabił, po drugiej stronie skopie ci tyłek.- Powiedziałam drżącym głosem,podbiegając do niego.


Czytasz? Komentuj :)

Rozdział 9

Dom wcale nie wyglądał tak źle, tylko zbita lampa i kilka obrazów, które zamiast wisieć na ścianie, leżały na ziemi.Kris niepotrzebnie mnie nastraszył.
-Więc od czego zaczynamy? - Spytalam wkładając do ust kawałek pomarańczy. W ciągu dziesięciu minut wzięłam prysznic, ubrałam się i częściowo zjadłam śniadanie.
-Wrócę do akademii i pogadam z Niną. Jest specem od książek, mimo że jest młoda, wie więcej niż niektórzy starsi. Może jednak kiedyś wspomniano o jakiś innych istotach. - Z Krisem zostaliśmy sami. Tony chciał dać nam trochę '' prywatności'', więc poszedł do sklepu. Zielonooki przestał mi dogryzać, ale i tak nie miałam odwagi usiąść zbyt blisko niego.
-Mogę iść z tobą? - Spojrzał na mnie zdziwiony, ale się uśmiechnął.
-Jeżeli chcesz. - Odwzajemniłam uśmiech.
-No to w drogę. - Naskrobałam Ton'emu na kartce wyjaśnienie gdzie poszliśmy i ruszyłam za Krisem do jego samochodu. - Wszyscy jeździcie takimi zaje... Fajnymi autami? - Mówiąc fajne auto miałam na myśli Nissana 350Z.
-Szybkie auto przydaję się podczas polowania. Wampiry są szybkie, bardzo szybkie. - Mówiąc to uśmiechał się łobuzersko. Najwidoczniej lubił swoją ''pracę''.
-Nina też jest... Stróżem?
-I to jednym z najlepszych naszego pokolenia. Tak jak większość z nas straciła rodziców i kompletnie poświęciła się polowaniom i zgłębianiu tajemnicy natury wampirów i wilkołaków.
-Kto was wychowuje?
-Sami to robimy, za nim osiągniemy szesnaście lat, opiekują się nami starsi stróże, potem jesteśmy zdani sami na siebie.
- To jest... Super! - Zerknął na mnie marszcząc brwi.
-Nie mieć rodziców jest super?
-Nie, super jest to, że nikt was nie kontroluje.- Wzruszył ramionami.
-W sumie. - Zatrzymaliśmy się na parkingu przed akademiom. Wielkim budynkiem z białego kamienia, przypominający bazylikę. W środku przywitała nas ta sama rudowłosa, którą wcześniej tu spotkałam. - Nina, to jest Kayla. Kayla to Nina.

-Można powiedzieć, że już się poznałyśmy. - Powiedziała uśmiechając się do Kris'a zalotnie.Chyba go lubiła.
-Tak...
-To świetnie.
-Mam w czymś pomóc?
-Przydałaby nam się twoja wiedza.
-Pytaj o co chcesz. - Kris usiadł na białej kanapie pod przeciwległą ścianą i kiwnął na nas głową, byśmy zrobiły to samo.
-Moja kochana Nino, czytasz dużo książek, czy nie napotkałaś jakiejś wzmianki o  innych potworkach niż nasi przyjaciele?
-Innych niż wampiry i wilkołaki?
-Dokładnie.
-Nie, nie przypominam sobie. Czemu pytasz?
-Ech, spotkałem kogoś takiego i razem z Kay chcielibyśmy się dowiedzieć kim był.
-Serio? - Patrzyła na niego wielkimi oczami.
-Wiesz, że ja zawsze mówię serio.
-Kurcze, no to masz zagadkę do rozwiązania, ale jesteś pewien, że to nie był po prostu człowiek?
-W stu procentach.
-Dziwne, żeby nigdy o tym nie pisano. Może to jakiś eksperyment Camil?
-Kto to jest? - Spytałam zaciekawiona, bo nikt wcześniej o niej nie wspomniał.
- To jędza wampirzyca. - Powiedziała z niechęcią w głosie rudowłosa.
- Kiedyś była jedną z nas. Szesnaście lat temu zaatakował ją wampir, chciał ją zabić, wypić z niej całą krew, ale przeszkodził mu w tym mój tata. Przyniósł ją do akademii, ale straciła zbyt wiele krwi, żeby przeżyć, więc podjęli decyzje, że przemienią ją w stróża. Wszystko było dobrze, moi rodzice zaoferowali, że jej pomogą oswoić się z tym wszystkim. Pewnego dnia wzięli ją na polowanie, wszyscy się temu sprzeciwiali  bo nie była jeszcze wyszkolona, ale oni się uparli, że muszą jej pokazać jak się bronić.Trafili w sam rój, nie mieli jak jej bronić i jeden ją ugryzł, zostawił jad, przemienił ją.  Nikt nie sądził, że to możliwe, a jednak. Różni się od innych wampirów, jest szybsza, silniejsza, nie działa na nią a ni drewno, ani srebro, jest nie do pokonania  Jak zdała sobie z tego sprawę, postanowiła się zemścić.
 Zabiła moich rodziców i wielu innych. Chciała stworzyć armię takich jak ona, ale każdy człowiek, którego przemieniała zaraz umierał. Od  tamtej pory szuka wyjaśnienia i czegoś co jej w tym pomoże. - Słuchałam tej historii z rozdziawioną buzią, nie znałam Camil osobiście, ale już je nie lubiłam. Gdy Kris o niej opowiadał w jego oczach można było dostrzec nienawiść.
-Czyli jest możliwe, że znalazła sposób by stworzyć swoje sobowtóry. - Powiedziałam, błagając w duchy by tak nie było.


niedziela, 31 marca 2013

Rozdział 8

- To było skrajnie nieodpowiedzialne z twojej strony. - Powiedział patrząc na mnie ze złością
-Czy możemy przestać się kręcić? - Spytałam ze śmiechem nie zwracając uwagi na jego kąśliwości.
-Kayla, my się nie kręcimy. Upiłaś się. Zachowałaś się jak głupie dziecko. Nie, ty jesteś głupim dzieciakiem.-Krew się we mnie zagotowała.
-Postaw mnie na ziemi.
-Nie dasz rady sama iść.
-Postaw! - Wrzasnęłam. Uniósł brwi do góry, ale spełnił moje polecenie. Nogi miałam jak z waty, ale udawałam, że wszystko jest okey. Stanęłam na przeciw niego i bez żadnych wstępów dałam mu w twarz, a potem osunęłam się na kolana.
-Cholera! Za co to? - Podniosłam głowę do góry i spojrzałam na niego z pogardą.
-Chciałam ci przypomnieć, że to twoja wina. To ty mnie wystawiłeś, a ja się tylko bawiłam. I nie jestem żadnym głupim dzieciakiem idioto!
-Z obcym facetem, który nawet nie był człowiekiem?
-Co? Nie był człowiekiem? Co ty pierdzielisz?
-Nie będę ci teraz tego tłumaczyć i tak nie zrozumiesz. Teraz wstawaj bo odmrozisz sobie tyłek. - Pochylił się nade mną i chwycił za ręce.
-Precz z tymi łapami! Sama sobie poradzę! - Odsunął się kilka metrów z podniesionymi rękami.
-Jak sobie chcesz. - Posłał mi złowrogi uśmiech i zaczął się przyglądać moim staraniom.
 Podparłam się na rękach i dźwignęłam do góry. Uszłam kilka kroków i z powrotem przywitałam się z ziemią. Za sobą słyszałam śmiech Kris'a. Miałam ochotę kopnąć go między nogi, ale zabrakło mi siły. Powieki stawały się coraz cięższe, aż w końcu zamknęłam oczy i... Usnęłam. Jaka ja jestem żałosna.

Ostatnim razem jak obudził mnie ból głowy dowiedziałam się, że istnieją wampiry, co teraz mnie czekało? Z jękiem wygrzebałam się z ciepłej kołdry. Mój pokój wyglądał jak pobojowisko. Co ten Kris ze mną wyrabiał? Rzucał mną po całym pokoju? Z namysłem zaczęłam zbierać rzeczy z podłogi, gdy do pokoju wszedł Tony. Zerknęłam na niego i uśmiechnęłam się niewinnie.
- Cokolwiek ci powiedział to jego wina.- Wypaliłam, za nim dostrzegłam Kris'a za plecami brata. - Ups?
-Pokazałaś wczoraj na co cię stać. Jakby demon  cie opętał. - Spojrzałam z przerażeniem na zielonookiego.
-Co ja narobiłam? - Na ustach Kris'a pojawił się szeroki uśmiech.
-Oprócz tego, że rzuciłaś się na mnie i chciałaś zaciągnąć mnie do łóżka? Zdemolowałaś pół domu, w drodze powrotnej śpiewałaś i do każdego mijanego chłopaka krzyczałaś, że go kochasz plus obrzygałaś Ton'ego. - Patrzyłam na niego z otwartą buzią z niedowierzaniem.
-Żartujesz? - Wychrypiałam. Z satysfakcją pokręcił głową. Wszystkie rzeczy, które trzymałam w rękach rzuciłam z powrotem na podłogę i wróciłam do łóżka.
-Już nigdy stąd nie wyjdę. - Nakryłam głowę i spojrzałam na nich ze skwaszoną miną.
-Zawsze mogło być gorzej. - Wtrącił Tony.
-Nie! Gorzej już być nie mogło. - Kris usiadł na krawędzi łóżka i puścił mi oczko.
-Nie przejmuj się tym, mamy zagadkę do rozwiązania. - Zmarszczyłam czoło nie rozumiejąc o czym mówi. - Ten chłopak, z którym tańczyłaś...
-Nathaniel.
-Pamiętasz, mówiłem ci, że nie jest człowiekiem. - Pokiwałam głową z zaciekawieniem. - No więc wampirem i wilkołakiem też nie.
-Skąd możesz to wiedzieć?
-Potrafimy to wyczuć.
-W takim razie kim był?
-I to jest dobre pytanie. Pytałem się o to w akademii, ale oni też nie wiedzą nic o innych postać tego świata.
-Mogłeś się pomylić.
-Nie. Zastanawia mnie czego chciał od ciebie, nie wyglądał jakby chciał zrobić ci krzywdę, przynajmniej nie wtedy, gdy was obserwowałem.
-Może mu się po prostu spodobałam.
-Może, ale może też stać za tym coś więcej. - Westchnęłam.
-Co możemy z tym zrobić?
-Ty nic, ale ja postaram się go wytropić. - Spojrzałam na Ton'ego, który nic nie mówił tylko się nam przyglądał.Wyglądał jakoś dziwnie, jakby coś go dręczyło. Zakodowałam sobie w głowie, że muszę się go o to spytać.
-Ale chciałabym jakoś pomóc. Jeżeli chciał czegoś więcej, chce wiedzieć czego.

Obserwatorzy