Uklękłam obok jego nieruchomego ciała, bałam się sprawdzić czy oddycha.
-Kris? Mój boże Kris, kurwa otwórz te oczy! - Potrząsnęłam go za ramie. Żadnej reakcji. Spojrzałam na potwora, który go przygniatał, z jego cielska zaczął unosić się dym. - Co do cholery? - Wstałam i obeszłam wilkołaka dookoła. Jego sierść zaczęła płonąć. - Fuck!- Musiałam odciągnąć go od nieprzytomnego chłopaka, bo zjara się razem z nim. Ze skrzywioną miną złapałam bestie za szorstką łapę. Ciągnęłam go z całych sił, a ogień stawał się coraz większy. Po chwili parzył już moje dłonie. Zasyczałam z bólu odciągając sierściucha na bok. Nogą pchnęłam go pod ścianę i doskoczyłam do Kris'a, którego spodnie zajęły się ogniem. W głowie pojawił mi się obraz taty gaszącego nasz stary fotel. Tak to ja go podpaliłam, był tak okropny, że należało go spalić. Gasił go jakąś starą szmatą, powiedział, że należy odciąć dopływ tlenu. Tak wiem głupiec, zamiast ugasić go wodą, on latał z jakąś ścierą., tyle że ja nie miałam pod ręką ani wody, ani żadnego materiału. Myśl, myśl. Nakazałam sobie. Spojrzałam na szafirową bluzkę Niny, lepsze to niż spodnie, pomyślałam i szybko ją z siebie ściągnęłam. Jeżeli ktoś mnie taką zobaczy zapadnę się pod ziemie. Ogień był na tyle mały, że szybko udało mi się go opanować. Znów opadałam na kolana koło niego i poklepałam go po policzku. Nic to nie dało, więc zwiększyłam siłę uderzenia, aż na skórze pojawiło się czerwone odbicie mojej dłoni. Mimo woli uśmiechnęłam się, a powieki Kris'a uniosły się delikatnie.
-Gdzie ty masz bluzkę? - Zapytał słabym głosem.
- Musiałam nią ugasić twoje spodnie. - Podparł się na łokciach i spojrzał na swoje nogi.
-To były moje ulubione! - Spojrzałam na niego zdziwiona.
-Dlaczego on zaczął się znikąd palić? - Próbował usiąść, ale tylko skrzywił się i z powrotem opadł na ziemie.
-Chyba połamał mi żebra. - Mimo jego niechęci podwinęłam jego koszulkę do góry. Cała klatka piersiowa i żebra były sine.
- Zadzwonię do Ton'ego.
-Okey. - Przymknął oczy, a ja wyciągnęłam telefon z kieszeni. Opisałam bratu całe zdarzenie i poprosiłam go by po nas przyjechał, ciągle zerkając na coraz słabiej oddychającego Kris'a.
-No więc dlaczego?
-Dlaczego co?
-Czemu zaczął się palić?
-Ach... Srebro zachodzi w reakcje z krwią, powodując powstawanie ognia. Jest to przydatne, bo nie musimy sprzątać ciał.
-Z wampirami jest tak samo? - Ledwo dostrzegalnie kiwnął głową.
- Tylko zamiast srebra, potrzebne jest drewno. - Zadumałam się na chwilę nad tym. Chyba będę musiała kupić sobie jakiś kołek. Pomyślałam. Nie był to wcale taki głupi pomysł.
-Przypomnij mi żebym dał ci coś na wzór gazu pieprzowego, tylko z drobinkami srebra.
-Gdzie takie coś można dostać?
-Nie wiem, my sami takie robimy.
-Och... No cóż będę pamiętać. - Długo nie musieliśmy czekać na Ton'ego. Pojawił się po kilkunastu minutach.
-Kayla, możesz mi powiedzieć gdzie masz bluzkę? - Westchnęłam z irytacją podnosząc z ziemi pozostałości z bluzki.
-O to ona. - Pokręcił głową z niedowierzaniem i dał mi swoją bluzę.
-Co z nim? - Podszedł do Kris'a.
-Żyje, nie mów jakby mnie tu nie było. - Odezwał się zielonooki.
-Musimy zawieść go do akademii, tam się nim zajmą. - Zerknął na mnie zaniepokojony.
-A ty? Jakieś rany? - Pokazałam mu swoje poparzone dłonie. - Nie wygląda to za dobrze.
-Zwykły opatrunek wystarczy. - W jego oczach czaiła się niepewność. Pomógł wstać Krisowi i zaprowadził go do samochodu.
Kris'a zabrali do części szpitalnej w akademii, Tony podrywał Ninę, a ja siedziałam skulona, zmarznięta i zmęczona, na fotelu w poczekalni już przez jakąś godzinę. Moje obie dłonie były zabandażowane i okropnie piekły, mimo że wzięłam kilka proszków przeciw bólowych. To czekanie niezwykle mnie irytowało. Wstałam i wyszłam na zewnątrz, rozejrzałam się dookoła. Zawsze można spróbować pomyślałam i ruszyłam do sklepu po przeciwnej stronie ulicy.
-Dobry wieczór. - Przywitałam się i zaczęłam chodzić między półkami, wzięłam jedną butelkę piwa i podeszłam do kasy.
-To wszystko? - Uśmiechnęłam się w duchu, gdy sprzedawca nie poprosił o dowód, tylko patrzył mi się w cycki.
-Poproszę jeszcze Pall Mall. - Facet położył przede mną paczkę papierosów, a ja wygrzebałam z kieszeni bluzy Ton'ego drobne. Gdy zapłaciłam wyszłam ze sklepu zadowolona i rozpaliłam jednego szluga. Porządnie się zaciągnęłam i zaczęłam iść w stronę akademii powolnym krokiem podśpiewując pod nosem. Nikt nie wie, że czasem przypalam, nawet Tony. Od razu by mnie pogrzebali żywcem, nikt w domu nigdy nie palił. Co za głupcy, tak najlepiej się odstresować, w ogóle nie znają się na życiu. Butelkę z piwem schowałam do kieszeni i zatrzymałam się przed obszernymi drewnianymi drzwiami. W jakiej epoce żyją ci ludzie, nikt już nie używa takich drzwi, mogliby zadbać o komfort odwiedzających i wymienić je na coś nowocześniejszego. Sfrustrowana zgasiłam papierosa i weszłam do środka. Przed salą Kris'a stał Tony.
-Gdzie byłaś?
-Przewietrzyć się. Można już do niego wejść?
- Tak. - Patrzył na mnie podejrzliwie.
- Byłeś już tam?- Kiwnął głową. - I jak się czuje?
-Jak ktoś z połamanymi żebrami i drenażem w środku. - Skrzywiłam się słysząc słowo drenaż.
-Nie bądź sarkastyczny. Myślisz, że mogę?
-Jasne. - Wzięłam głęboki wdech i weszłam do środka. Jego zielone oczy były zamknięte, a klatka unosiła się delikatnie w równym tempie Spał. Przez chwile zastanawiałam się czy wyjść, ale tylko usiadłam koło niego i przyglądała się jego rysą twarzy czekając, aż otworzy oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz