wtorek, 30 kwietnia 2013

Rozdział 17

Pod policzkiem poczułam zimną, twardą powierzchnie  Otworzyłam oczy i zamrugałam parę razy, by przyzwyczaić się to panującego wokół mnie mroku. Dźwignęłam się na łokcie i rozejrzałam się dookoła.
-Już myślałam, że nigdy się nie obudzisz - W ciemności dostrzegłam twarz, młodej blondynki. - Bardzo długo czekałam na tą chwilę.
-Kim ty jesteś? - Wychrypiałam patrząc na nią nienawistnym wzrokiem. Uśmiechnęła się do mnie i kucnęła wdzięcznie koło mnie.
-Camil. Jestem pewna, że o mnie słyszałaś. Twój przyjaciel na pewno ci coś o mnie wspomniał - Oddech uwiązł mi w gardle. - Tak myślałam - Kciukiem otarła moją brodę. Pod jej dotykiem wzdrygnęłam się.
-Precz ode mnie z tymi łapami! - Zawarczałam i poczułam silne uderzenie w brzuch. W sekundę znalazłam się parę metrów dalej od blondynki.
-Nie warz się tak do niej odzywać - Syknął Nathaniel, który nie wiadomo skąd znalazł się przy mnie.
-Uspokój się - Camil wydała rozkaz zimnym tonem, a jej podwładny szybko się odsunął zostawiając mnie jęczącą na podłodze. - Ona jeszcze nie wie.
-Czego?! Czego ode mnie chcesz?!
-Nie krzycz, proszę.
-Porwałaś mnie, a najpierw twój sługus mnie prześladował! Jak mam nie krzyczeć?! - Nathaniel po raz kolejny ruszył w moją stronę, ale powstrzymała go gestem ręki.
-Spokojnie, za chwilę wszystkiego się dowiesz. Kochanie zanieś ją do pokoju. Niech się umyje i przebierze - Musnęła policzek czarnowłosego. Czyli nie był tylko jej podwładnym, ale także kochankiem. Obrzydliwe. Podszedł do mnie i podniósł na nogi.
-Rusz się.
-Wcześniej byłeś bardziej potulny - Zaszydziłam, ale pod jego wzrokiem od razu się zamknęłam i powoli za nim ruszyłam.  Rozglądając się dookoła stwierdziłam, że to jakiś zamek. Zaprowadził mnie do wielkiej sypialni, ze złoconym łożem z baldachimem na środku.
-Tam masz łazienkę  a w szafie znajdziesz ubranie. Przyjdę po ciebie za pół godziny. Nic nie kombinuj  czekam za drzwiami - Powiedział to i zostawił mnie samą.  Łazienka była ogromna, a w kafelkach znajdowały się malutkie diamenciki. Wszędzie porozstawiane były zapalone świece. Nalałam wody do wanny i zanurzyłam się w niej, starając się nie myśleć co teraz. Nie miałam pojęcia gdzie się znajduje, bo w Nowym jorku na pewno nie było takiego zamku. Nie wiedziałam co mam zrobić, i jak mam dać znać, że żyje. Wszystko było skomplikowane, i zadawałam sobie tylko jedno pytanie: ''Jak mogłam do tego dopuścić?''. Po krótkiej kąpieli ciasno owinęłam się ręcznikiem i wróciłam do sypialni. Otworzyłam drewnianą szafę i momentalnie się skrzywiłam. Nie znajdowało się w niej nic prócz jakiś dziewczęcych sukienek.
-Chyba epoki im się pomyliły - Stwierdziłam wyjmując jedną i przykładając ją do swojego ciała. Przejrzałam się w lustrze, w srebrnej ramie. Była różowa z mnóstwem falban do ziemi, odrzuciłam ją za siebie i wyjęłam kolejną. Także różowa, tyle, że prosta i satynowa. Nienawidziłam różu. Wszystkie sukienki wylądowały na podłodze  a w szafie zastała tylko jedna. Czarna, jedwabna, z wycięciem na plecach w kształcie trójkąta, sięgającego linii bioder. Zrzuciłam z siebie ręcznik, i szybko ją na siebie włożyłam. Wyglądałam jakbym wyszła wprost z bajki, w której grałam czarny charakter. Zrobiłam obrót wokół własnej osi, obserwując swoje odbicie. Rozpuściłam włosy, które kaskadą opadły na ramiona. Było dopuszczalnie. Drzwi do pokoju się otworzyły i stanął w nich Nathaniel. W czarnym garniturze, z czarną koszulą, z zaczesanymi włosami do tyłu. Mój książę się pojawił - Pomyślałam, a potem się skrzywiłam. Co ja pierniczę? - Gestem dłoni wskazał bym do niego podeszła. Z ociąganiem zrobiłam to.
-Idziemy - Pchnął mnie w stronę schodów, z których ze wdziękiem zeszłam. Parę razy się potykając, ale o tym nie należny wspominać. Weszliśmy do komnaty, gdzie na środku stał nakryty stół, a na jego czele siedziała Camil. W krwisto czerwonej sukni z dekoltem w kształcie serduszka. Usiadłam na drugim końcu stołu i spojrzałam na nią z obrzydzeniem. Była tak piękna, że miałam ochotę ją za to zabić.
-Miałam nadzieje, że wybierzesz właśnie tą.
-Tylko ta się nadawała - Stwierdziłam oschle. Wydymała swoje wargi, które były pod kolor sukienki i spojrzała na mnie ostro.
-Twoja kultura, pozostawia wiele do życzenia.
-To twoje zdanie - Upiła łyk, jak mniemam wina z kieliszka i przez chwile rozkoszowała się jego smakiem.
-Myślę, że powinnaś poznać prawdę.
-Jaką prawdę?
-To ja cie urodziłam - Wybuchnęłam śmiechem.
-Dobry żart.
-W dniu, w którym mnie przemieniono w stróża, urodziłaś się. Zostawiłam cie w szpitalu. Potrzebowałam czasu, którego mi nie dano.  Potem chciałam cie odzyskać  ale okazało się to trudne, udało mi się dopiero po szesnastu latach.
-Łżesz.
-To twoim zdaniem, z jakiego powodu jestem tobą tak zainteresowana?  - Nic nie odpowiedziałam, przez co na jej ustach pojawił się uśmiech. - Jesteś moją córką, pogódź się z tym. Spójrz na mnie, widzisz podobieństwo. Nie zaprzeczaj - Przełknęłam głośno ślinę.
-Co dalej?
-Zostaniesz kimś takim jak ja.
-Co?!
-Takie jest twoje przeznaczenie skarbie.
-Musiałabym być najpierw stróżem, a nim nie jestem - Wytłumaczyłam nerwowo.
-Nathaniel też nie był zwykłym wampirem.
-Ludzi nie możesz zmieniać, bo umierają, więc wypróbowałaś to na wampirze - Powiedziałam cicho. Radośnie zaklaskała w dłonie.
-Dokładnie.
-Nie możesz!  - Uśmiechnęła się, odsłaniając idealnie białe zęby.
-Ależ mogę i to zrobię.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy