niedziela, 28 września 2014

Rozdział 23 cz.2

Opadłam ciężko na miękki fotel w niewielkiej kawiarni. Miałam dość tego dnia. Naprawdę. Spojrzałam na Ninę z wyrzutem.
-Nie wiem, jak mogłaś mnie do tego zmusić. - Z obrzydzeniem spojrzałam na torby z zakupami. Pewnie jakieś kilka tygodni temu cieszyłabym się, jak głupia na takie zakupy, ale teraz, dziś byłam wykończona, zła, smutna i daleko było mi do szczęścia, które powinny przynieść mi ciuchy, które kupiłam. Nie chciałam być tą Kaylą. Chciałam być sobą, ale jak przebyć drogę powrotną, gdy wszystkie mosty zostały spalone? Czy jest jeszcze szansa by dawna ja wyszła  cienia?
-Nie poprawiłam ci tym humoru? - Spytała rudowłosa ze skwaszoną miną. Och nienawidziłam siebie, za to, jak ostatnio traktowała ludzi. Dziwiło mnie, że jeszcze ktokolwiek się do mnie odzywa.
-Przykro mi...., ale nie. Ja po prostu jestem zagubiona. I nie wiem.... - Schowałam twarz w dłonie. Nie chciałam płakać, ale ostatnio łzy porostu leciały same.  -Nina nie wiem kim już jestem. Nie chce iść na to cholerne spotkanie ze starszyzną. Cały czas czuje się zagubiona i.... Chce żeby wszystko była po staremu. - Spojrzałam na nią mokrymi od łez oczami. Wpatrywała się we mnie ze smutkiem i zrozumieniem.
-Przykro mi Kay. Wiele ostatnio przeszłaś, ale musisz się z tym pogodzić. To nadal ty. Musisz mi uwierzyć. Po prostu jesteś zmęczona i wystraszona, ale to spotkanie wcale nie będzie takie złe. Naprawdę obiecuje. Wiem, że dasz sobie radę i odnajdziesz właściwą drogę do swojego Ja. Tylko po prostu pogódź się z tym, że nie będzie, jak dawniej, ale też nie jest zupełnie inaczej. - Uśmiechnęła się delikatnie, ale jej słowa wcale mnie nie uspokoiły. Wciąż miałam mętlik w głowie. Zamówiłyśmy kawę i ciastka i gadałyśmy o bzdetach. Nie chciałam już nikogo niepokoić swoim stanem. Poradzę sobie sama. O ósmej Nina odprowadziła mnie do domu, pożegnałyśmy się ja poszłam do swojego pokoju a rudowłosa do pokoju Tonego. Rzuciłam torby w kąt, zdjęłam buty i zanurzyłam się w pachnącej pościeli. Włożyłam do uszu słuchawki i po prostu już o niczym nie myśląc usnęłam.

-Hej - Czyjś szept wyrwał mnie z krainy snu. Uchyliłam ciężkie powieki i spojrzałam zaspana na Krisa. Kucał przy moim łóżku z lekkim uśmiechem. - Hej śpiochu. - Nie był zły. Powinien. Powinien się na mnie złościć. Uratował mi życie, a ja tak naprawdę wypominałam mu to zamiast być po prostu wdzięczna. Idiotka ze mnie!
-Hej. - Odszeptałam choć w środku cała się gotowałam.
-Gotowa powitać nowy dzień? - Pokręciłam głową i zakryłam twarz poduszką. Poczułam jak odciąga moje ręce na boki tak że poduszka usunęła się niżej odsłaniając moją twarz i musnął delikatnie moje usta. - Proszę. Spróbuj. - Przyciągnęłam go bliżej.
-Możesz zostać w tym łóżku ze mną. - Wymamrotałam.
-Kusząca propozycja, ale dziś musisz wstać z łózka i pójść ze mną. Jak wrócimy będziemy leżeć ile tylko będziesz chciałam
-Kris ja się boje ich. - Starałam się by mój głos się nie załamał.
-Wiem skarbie, ale będę cały czas przy tobie, dobrze? - Patrzył na mnie błagalnie. Wiedziałam, że to jego obowiązek i jakby tylko mógł, wcale by mnie do tego nie zmuszał.
-No dobrze. - Przytulił mnie mocno i pozwolił wstać z łóżka.
-Kocham cie. - Wyszeptał - Ubierz się, a ja poczekam na dole. - Pokiwałam głową i poczekałam aż wyjdzie. Wykonałam poranną toaletę a potem wcisnęłam się w nowe jeansy, biało czarny sweterek i balerinki. Z niechęcią zeszłam na dół. Kris rozmawiał z Tonym. Brat na mój widok uśmiechnął się szeroko.
-Cześć królewno.- Podszedł do mnie i pocałował mnie w czubek głowy.
-Nie powinieneś go w ogóle tu wpuszczać. - Powiedziałam z uśmiechem patrząc na Krisa.
-Nie wiem czy pamiętasz, ale on ma przewagę. Walczy z wampirami i wilkołakami, co to dla niego taki marny człowiek jak ja. - Zażartował Tony.
-Może bym cie oszczędził. - Oświadczył zielonooki, przyciągając mnie do siebie.
-Może... Pocieszające.
-Lepsze to niż nic, co nie? - Wywróciłam oczami, splatając swoje palce, z palcami Krisa. - Idziemy? - Spytał delikatnym, jak jedwab głosem.
-Skoro musimy...

Moje serce biło, jak oszalałe, a oddech był urywany, jakbym przebiegła maraton. Ze zdenerwowania pociły mi się dłonie. Stałam po środku ogromnej białej, chłodnej sali. N przeciw mnie, a raczej to ja stałam na przeciw czterech osób. Dwie kobiety, dwóch mężczyzn. Siedzieli za długą ciemną ławą w drewnianych tronach. Musiało być im cholernie niewygodnie. Ich twarze były, jak z kamienia. Zero emocji... Nawet nie mieli zmarszczek, a przecież byli starszyzną. To było przerażające. Mierzyli mnie twardym wzrokiem... Na pewno się nie zaprzyjaźnimy.
-Kayla... Jesteś interesującym przypadkiem. - Te słowa wypowiedziała kobieta. Blond włosy miała ściągnięte ścisło do tyłu i upięte w idealnego koka. Zimne niebieskie oczy nie zdradzały żadnych uczuć.
-Tak? Czemu?
- Po pierwsze jesteś córką Camil. Po drugie wiedziałaś o nas za nim zostałaś przemieniona, a po trzecie nie wiemy kim jest twój ojciec.
-I co w związku z tym? - Mój głos był nieprzyjemny i miałam nadzieje, że oni nie wyczuwają mojego strachu.
- Nie mamy pewności, czy nie masz podobnych zamiarów co matka...
-Nie jestem taka, jak ona.
-To się okaże. Przejdźmy do rzeczy. Jesteś tancerką...
-Byłam. - Przerwałam jej.
-Dobrze, byłaś. - Chyba się uśmiechnęła, ale nie byłam tego pewna. - Czyli jesteś w miarę sprawna. Będziesz mogła zacząć od treningów dla średnio zaawansowanych. - Marne pocieszenie.
-Kto będzie mnie trenował?
-Myśleliśmy nad tym dosyć długo i doszliśmy do wniosku, że Kris będzie dla ciebie najlepszym opiekunem i trenerem. - Odetchnęłam z ulgą. - Ale musisz pamiętać, że czasem wcale nie przekłada się to dobrze na związek. Kris będzie musiał przeistoczyć się z twojego kochanka w trenera.
-Rozumiem.
-Będziesz mogła zmienić nasz wybór, ale masz na to tylko miesiąc.- Skinęłam głową.
-Kris zostanie poinformowany o reszcie. Nie chcemy zaprzątać ci tym głowy.
-Dziękuje. - Nie były to szczere podziękowania.
-Musisz wiedzieć, że bycie  stróżem to wielka odpowiedzialność i ryzyko, ale dzięki temu chronisz ludzkość, stajesz się bohaterem. Czasem poświęcenie swojego życia jest nieuniknione. Od chwili, gdy pójdziesz na pierwsze polowanie będzie cie obowiązywała zasada'' Twoje życie jest mniej warte niż zwykłego człowieka.''


Przepraszam, że znów taki krótki i za wszelkie błędy. Wybaczcie, że tyle czekaliście, ale nie mogłam zebrać się by go napisać. Nie wiem kiedy pojawi się następny i czy w ogóle się pojawi. W każdym bądź razie jeszcze raz przepraszam i dziękuje za uwagę. Pozdrawiam! ;*

piątek, 11 lipca 2014



Zapowiedź

Szkolna elita, którą wszyscy podziwiają i chcą być w jej kręgach. Szóstka przyjaciół, którzy od zawsze trzymają się razem. Wszyscy chcą być tacy jak oni. Szanowani i lubiani, ale nie każdy wie z jakimi problemami się zmagają. Narkotyki, alkohol, seks, zdrada i miłość, która pragnie spełnienia. Przemoc i  bezsilność w trudnych chwilach. Nadopiekuńczy rodzice lub całkowity ich brak. Czy chcielibyście tak żyć, czy na pewno chcecie być tacy jak oni?

środa, 26 lutego 2014

Rozdział 23 cz.1

Ostatni tydzień był przedziwny i skomplikowany. Wróciłam do domu. Musiałam. Mama robiła się coraz bardziej podejrzliwa. W końcu zaczęło jej na mnie zależeć? Czułam się dziwnie. Patrząc w lustro wyglądałam tak samo, ale zmieniło się coś w środku. Nie umiałam tego wyjaśnić. Moje ruchy stały się płynniejsze, zgrabniejsze. Robiłam się szybsza i bardziej spostrzegawcza... Przerażało mnie to lekko. Nie byłam wciąż przekonana do tej przemiany. Najbardziej niepokoił mnie fakt, że będę musiała pełnić role stróża. Nie miałam ochoty polować na wampiry i wilkołaki. Czułam autentyczny strach. Oczywiście Kris przekonywał mnie, że nigdy nie puści mnie samej, ale to nie pomagało by przegonić nocne koszmary. Chyba nie byłam gotowa na takie zmiany.
-Kay? - Zamrugałam kilka razy, wracając do rzeczywistości. Stałam na środku salonu, wyglądając przez okno, z kubkiem kawy w ręku.
-Tak? - Zerknęłam na Krisa, który chyba dopiero wszedł do domu.
-Wszystko w porządku? - W jego oczach malowała się troska. Zmarszczyłam brwi, zerkając na swój strój. Wciąż miałam na sobie piżamę, krótkie spodenki i porwaną koszulkę. Byłam pewna, że już dawno się ubrałam.
-Eee... Tak, jasne. - Wymusiłam słaby uśmiech i upiłam łyk z kubka. Zielonooki podszedł do mnie i objął mnie od tyłu.
-Wyglądasz trochę na zdezorientowaną. - Wywróciłam oczami. Nie chciałam żeby się o mnie martwił. Czasem zachowywał się, jak mój tata a nie chłopak.
-Zdaje ci się. Po prostu się zamyśliłam. - Musnął moją szyje, co pozwoliło mi się odprężyć.
-Wiesz, starszyzna chciała by się z tobą dziś spotkać. - Znieruchomiałam. Wiedziałam, że ten dzień nadejdzie, ale nie spodziewałam się, że tak szybko. Kris opowiadał mi jak będzie wyglądało to spotkanie... Starszyzna stwierdzi, jakiego treningu potrzebuje, no i kto będzie moim trenerem i opiekunem. Gdy przejdę wszystkie szkolenia wyślą mnie na pierwsze polowanie, a gdy wrócę żywa, będą mogli ochrzcić mnie na prawowitego stróża. Wcale się do tego nie paliłam, ale takie były ich prawa.
-Musze tam iść? - Spytałam szeptem. Masował mój brzuch, czasem składając pocałunki na szyi.
-Wiesz, że tak. - Obróciłam się w jego objęciach tak by stać do niego twarzą.
-Nie możesz tego jakoś przełożyć? Dziś naprawdę nie czuje się najlepiej. - W jego oczach zabłyszczała troska. - Och Kris proszę przestań się o mnie martwić. Po prostu ten dzień nie jest mój. - Puścił mnie z pochmurną miną i zaczął krążyć po pokoju.
-Tak jak poprzedni tydzień? Cały czas jesteś nieswoja. Wciąż zamyślona. Co moge zrobić byś była dawną Kaylą? - Stałam, jak wmurowana. Wiedziałam, że nie powinnam tego mówić, ale on musiał znać prawdę:
-Dawna Kayla nie wróci Kris. Jestem teraz kimś innym. Nie pamiętasz? Zmieniłeś mnie w stróża. Nie jestem już człowiekiem, dawna ja uleciała. - Rzuciłam chłodno i sztywno poszłam do swojego pokoju. Zatrzasnęłam za sobą drzwi informując go tym, że to koniec rozmowy. Odstawilam kubek i rzuciłam się na łóżko. Czułam się źle z tym, jak go potraktowałam, ale to czułam. Nie czułam się sobą.  Przymknęłam powieki i pozwoliłam się porwać w wir łez i snu.

Obudził mnie dzwonek mojego telefonu. Z cichym pomrukiem przeturlałam się na brzuch i na oślep zaczęłam szukać telefonu, na szafce nocnej., Gdy moje palce zetknęły się z z chłodną, wibrującą powierzchnią, otworzyłam oczu i przytknęłam telefon do ucha, nie zerkając na wyświetlacz.
-Halo? - Mój głos był trochę naburmuszony i zaspany.
-Słyszałam, że ostatnio nie masz humoru. - Zaczęła na wstępie Nina.
-Można tak powiedzieć. - Mruknęłam. Nie chciałam z nikim rozmawiać i najchętniej bym się rozłączyła, ale wiedziałam, że Nina to moja przyjaciółka i chce tylko pomóc.
-W takim razie musimy zrobić coś, żeby cie rozweselić? - Oznajmiła z entuzjazmem.
-Co ty znowu wykombinowałaś?
-Nie pytaj tylko się ubieraj i złaź na dół, czeka w twoim salonie.  -Jęknęłam i nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Za jakie grzechy? Zwlekłam się z łóżka i założyłam pierwsze lepsze jeansy i rozciągnięty sweter. Ostatnie na co zwracałam uwagę to mój wygląd, przynajmniej od nie dawna. Zbiegłam na dół z kwaśną miną. Rudowłosa siedziała rozparta na kanapie, przyglądając się swoim paznokciom.
-Nareszcie! - Zawołała, lustrując mnie wzrokiem. - O mój Boże! Co ty masz na sobie? - Krzyknęła, zakrywając różowe usta dłonią.
-Eee... No ciuchy. - Spojrzałam na siebie w odbiciu okna i uznałam, że ma trochę racji, ale zbyłam to tylko wzruszeniem ramion.
-Ciuchy? To jakieś szmaty! No dobrze czas na zmiany.
-Kolejne? - Jęknęłam z niezadowoleniem. Spojrzała na mnie ze współczuciem.
-Te będą lesze. - Szepnęła, a w jej oczach dostrzegłam poczucie winy? Pozwoliłam jej złapać się za rękę i pociągnąć w stronę wyjścia.
-Gdzie idziemy?
-Zobaczysz. - Wyjaśniła z tajemniczym uśmiechem.

niedziela, 29 grudnia 2013

Rozdział 22 cz.2

- Nie... Ale, ja przecież.... - Spojrzałam na Krisa z desperacją.
-Nie mieliśmy wyjścia. Inaczej byś umarła - Moje serce bilo, jak oszalałe. - Nie mogłem na to pozwolić. Może... Zachowałem się, jak egoista, ale jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł pozwolić ci odejść. - Oczy zaszły mi łzami. Miałam wrażenie, że zaraz eksploduje. - Powiedz coś - Szepnął, załamanym głosem. Odwróciłam od niego wzrok. Co miałam powiedzieć? Wyznałam mu kiedyś, że zaczynają kręcić mnie wampiry i wilkołaki, ale nie do tego stopnia, by stać się stróżem. - Kay... - Wzięłam głęboki, drżący oddech.
-Jestem teraz taka, jak ty. - Powiedziałam cicho, uśmiechając się delikatnie, próbując go jakoś pocieszyć. - Dziękuję. Uratowałeś mi życie. - Mój głos był bez wyrazy, ale mówiłam szczerze. Nie chciałam być stróżem, ale dzięki niemu żyłam.
-Chryste, nie dziękuj. - Wychrypiał i pochylił się nade mną. - Gdybym tylko mógł nie zrobiłbym ego. - Kiwnęłam głową.
-Wiem - Przymknęłam oczy. - Wiem.
-Wybaczysz mi kiedyś? - Mimo woli zachichotałam.
-Mam ci wybaczyć, uratowanie mi życia? Nie bądź głupcem.
-To co wtedy powiedziałaś.. To prawda? - Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Co powiedziałam? - Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
-Że mnie kochasz.
-Och - Moje serce zabiło szybciej. Powiedziałam to? Boże powiedziałam to i nawet tego nie pamiętam. Jestem taka żałosna. Na jego przystojnej twarzy zaczął malować się niepokój. Uniosłam rękę i zaczęłam zataczać koła kciukiem na jego policzku. - Tak. To prawda. - Jego oczy błysnęły radośnie i musnął delikatnie moje usta. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając go bliżej, jednocześnie pogłębiając pocałunek. Tak bardzo chciałam mieć go blisko.
-Tak bardzo się o ciebie bałem - Szepnął z ustach przy moich wargach. - Wariowałem z tęsknoty. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyśmy cie nie znaleźli. - Uśmiechnęłam się, wpatrując się w jego oczy.
-Ale już tu jestem. Prawie cała i zdrowa - Zażartowałam, ale przez jego twarz przemknął cień bólu. - Nie zamartwiaj się. Jestem tu. Żyje i co najważniejsze możemy być razem.
-Tak to najważniejsze. - Owiał mnie słodki zapach z jego ust. Odsunął się i przysiadł na krawędzi mojego łózka, ale wciąż był blisko.
-Czy ta rana nie powinna się zagoić wraz z moją przemianą? - Spytałam.
-Boli cie? - Od razu stał się zaniepokojony. Położyłam dłoń na jego ręku.
-Nie - Mówiłam prawdę. - Jestem ciekawa. - Odetchnął z ulgą.
-Nie wszystkie rany się goją od razu. Wprawdzie proces gojenia potrwa o wiele krócej niż gdybyś była człowiekiem, ale najwidoczniej twój organizm nie potrzebuje tylko przemiany, ale także czasu. - Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
-Co powiedzieliście mojej mamie, bo chyba nie prawdę? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Cieszyło mnie to, że się trochę rozluźnił.
-Nie. Tony skłamał, ze zostałaś jeszcze na trochę w Chorwacji z tatą.
-Pewnie się tym nawet nie przejęła. - Skwitowałam beznamiętnym głosem.
-Dzwoniła do ciebie kilkakrotnie, a Nina jakimś cudem świetnie cie naśladowała.
-Nie wierzę, jesteście okropnymi kłamcami. - Parsknął śmiechem.
-Tylko w wypadkach krytycznych. - Westchnęłam odrobinę zmęczona.
-Jak długo już tu leże?
-Prawie tydzień - Nie byłam zaskoczona. - Powinnaś odpocząć.- Stwierdził, całując mnie czoło.
-Zostaniesz ze mną? Nie chce być sama, wciąż męczyły mnie koszmary. - Uśmiechnął się delikatnie i ułożył się obok mnie, przygarniając mnie do siebie ramieniem.
-Już nigdy nie odejdę.
-To poważna obietnica. - Zaśmiałam się sennie.
-Tylko takie chce ci składać. - Odgarnął włosy z mojej twarzy, a ja zaraz zapadłam w sen, ale nie śniły mi się już żadne koszmary. Był tylko on.

*
-Powiedziałeś jej? - Uchyliłem powieki i spojrzałem na Ninę, która opierała się o framugę drzwi, przyglądając się mi i śpiącej obok Kayli.
-Tak. - Odparłem przyciszonym głosem.
-Wszystko? - Pytała podejrzliwie. Wywróciłem oczami i wstałem, starając się nie zbudzić Kayli. Podszedłem do niej i wyprowadziłem, ją z pokoju.
-To o czym powinna wiedzieć. - Powiedziałem poważnie. Nie chciałem okłamywać Klayli, ale po co ją stresować?
-Jakie szczegóły ominąłeś? - Spytała szyderczo. - Niech zgadnę, zapewne pominąłeś fakt, ze Nathaniel uciekł. Nie wiem, jak mogłam spudłować. - Jej mina była skwaszona. Nikt jej za to nie obwiniał, wystarczyło, że sama się zadręczała. - Zgadłam? - Wpatrywała się we mnie intensywnie.
-Tak. - Przed Niną i tak się nic nie ukryje.
-Uważasz, że to mądre nie mówić jej tego? - Westchnąłem z irytacją.
-Nina daj spokój. Nie chce jej stresować. 
-Jasne. I tak się dowie.
-Wiem. - Spuściłem wzrok na swoje buty.
-Nie łatwiej jej powiedzieć od razu?
-Nie. - Warknęłam.Cofnęła się o krok, świdrując mnie wzrokiem.
-Uspokój się Kris. Nie jestem twoim wrogiem, pamiętaj. - Rzekła i odeszła. Oparłem się o ścianę, wypuszczając z sykiem powietrze z płuc. Może miała racje. Może powinienem jej o tym powiedzieć, ale chciałem ustrzec ją przed kolejny niebezpieczeństwem. Na niczym innym mi nie zależało. Przeczesałem włosy i wróciłem do pokoju. Wciąż spała. Uśmiechnąłem się pod nosem. 
-Kocham cie Kay - Powiedziałem cicho. - Nie dam cie więcej skrzywdzić.

I znów po długiej przerwie pojawia się kolejny rozdział. :) Mam nadzieje, że się podoba i cierpliwie będziecie czekać na następny. ;) Pozdrawiam. ;) 

wtorek, 1 października 2013

Rozdział 22. Cz.1

Jednego czego byłam pewna to tego, że na pewno nie znajduję się w niebie. Ostry ból przeszywał całe moje ciało, a ja nawet nie mogłam otworzyć oczu. Coś trzymało mnie w tej nieskończonej ciemności. Próbowałam się wyrwać z jej sideł, ale na marne. Byłam zbyt słaba, a ona zbyt mocna. Czasem myślałam, że to Camil. Ona mnie tu uwięziła, ale gdy z daleka, jakby spod tafli wody usłyszałam głos Krisa ta myśl zniknęła. On nie pozwoliłby jej mnie skrzywdzić.
-Ile to jeszcze potrwa? Potrwa.. Trwa.. - Słowa echem odbijały się w mojej głowie.
-Może obudzić się w każdej... Każdej... Chwi... li... Li
-Albo... Nigdy... Nigdy... - Nie zdawali sobie sprawy, że ich słyszę i napędzali we mnie jeszcze gorszy strach. Mówili o niezrozumiałych dla mnie rzeczach, ale żadna z nich nie wyjaśniała gdzie i dlaczego tu jestem. Niewiedza irytowała mnie bardziej niż fakt, że nie mogłam się ruszać. Chciałam wziąć głębszy oddech, ale czułam się, jakby ktoś usiadł na moją klatkę piersiową.
-Kayla? La.. La.. - Kris. Jego głos był zatroskany i smutny. Chciałam powiedzieć mu żeby się nie martwił, że tu ze mną wszystko w porządku, ale jak? Poczułam, jak mocno ściska moją bezwładną dłoń - Przepraszam...praszam... - Gdybym mogła nawrzeszczałabym na niego, że nie ma za co. To nie jego wina, że miałam matkę psychopatkę. - Na prawdę nie chciałem... chciałem...
-Ty kretynie... - Z moich ust wydobył się cichy, ledwo słyszalny głos, ale był on na pewno mój. Gdyby nie to, że się nie ruszałam, zamarłabym.
-Co? - Uchyliłam delikatnie powieki, by zobaczyć jego twarz ściągniętą bólem i... zdziwieniem? Siłą umysłu nakazałam sobie także ścisnąć jego rękę.
-Jesteś kretynem. To nie twoja wina... - Rozdziawił buzię, przyglądając mi się z tak niewyobrażalną ulgą. - Przerażasz mnie, gdy tak na mnie patrzysz - Skłamałam. Tak na prawdę cieszyłam się, że nie wymyśliłam sobie jego uczucia do mnie.
-O boże - Szepnął i przycisnął swoje zimne czoło, do mojego rozpalonego - Już myślałem, że nie usłyszę twojego głosu - Zaśmiałam się cicho.
-Nie prawda. Wierzyłeś, że otworzę oczy - Zacisnął usta w wąską kreskę.
-I nie chce być je zamykała - Kiwnęłam głową, mrugając, by się nie rozpłakać.
-Opowiesz mi co się stało? - Zesztywniał. Jego oddech minimalnie przyśpieszył, a spojrzenie stało się niespokojne.
-Nie pamiętasz? - Pokręciłam głową przecząco.
-Moje ostatnie wspomnienie, to gdy... Gdy ktoś strzelił do Camil. Potem wszystko jest zamazane - Przełknął głośno ślinę i opadł na krzesło stojące obok łóżka, na którym leżałam. Chciałam powiedzieć mu żeby tego nie robił i był przy mnie tak blisko, jak tylko się da, ale bałam się. Jego wyraz twarzy powstrzymał mnie.
- Ja... My złapaliśmy Camil...
-Złapaliście? - Zmarszczyłam czoło.
-Znaczy... Zabiliśmy ją - Jego ton głosu był szorstki, ale niepewny. Odetchnęłam z ulgą.
-Może nie powinnam się cieszyć, ale chyba nie potrafię, być z tego powodu smutna - Kącik jego ust powędrował nieznacznie do góry. - Ale co dalej? Co się działo ze mną, że się tu znalazłam.
-Muszę to mówić? - Spuścił głowę, a wzrok wbił w swoje zaciśnięte w pięści dłonie.
-Kris - Upomniałam go.
-Nathaniel cie postrzelił - Wypalił. Otworzyłam szerzej oczy i spojrzałam na swoje ciało, przykryte kocem. Chciałam unieść jego rąbek, ale zielonooki mnie powstrzymał. - Nie rób tego - Posłałam mu przerażone spojrzenie, ale cofnęłam rękę.
-Tak po prostu mnie postrzelił - Zagryzł wargę, nie wiedząc co powiedzieć.
-Nikt się tego nie spodziewał - Oblizałam spierzchnięte usta.
-Dlaczego jestem tu, a nie w zwykłym szpitalu? - Spytałam podejrzliwie.      
-Ponieważ to był śmiertelny strzał... I...
-I co Kris? - Ponaglałam go, z rosnącym niepokojem.
-Musieliśmy cie przemienić... W stróża - Wykrztusił.
-O mój boże - Mój oddech przyśpieszył.
-Przepraszam...

poniedziałek, 30 września 2013

Długa przerwa

Wiem, że dosyć długo nie dodawałam żadnych rozdziałów, ale to nie znaczy, że porzuciłam bloga. Brak czasu robi swoje, a na dodatek mam tych blogów dosyć sporo i by każdy ogarnąć to nie jest prosta sprawa. Mam nadzieję, że będziecie wyrozumiali, a ja postaram się, jak najszybciej coś umieścić. Pozdrawiam! ;*

Obserwatorzy