niedziela, 28 września 2014

Rozdział 23 cz.2

Opadłam ciężko na miękki fotel w niewielkiej kawiarni. Miałam dość tego dnia. Naprawdę. Spojrzałam na Ninę z wyrzutem.
-Nie wiem, jak mogłaś mnie do tego zmusić. - Z obrzydzeniem spojrzałam na torby z zakupami. Pewnie jakieś kilka tygodni temu cieszyłabym się, jak głupia na takie zakupy, ale teraz, dziś byłam wykończona, zła, smutna i daleko było mi do szczęścia, które powinny przynieść mi ciuchy, które kupiłam. Nie chciałam być tą Kaylą. Chciałam być sobą, ale jak przebyć drogę powrotną, gdy wszystkie mosty zostały spalone? Czy jest jeszcze szansa by dawna ja wyszła  cienia?
-Nie poprawiłam ci tym humoru? - Spytała rudowłosa ze skwaszoną miną. Och nienawidziłam siebie, za to, jak ostatnio traktowała ludzi. Dziwiło mnie, że jeszcze ktokolwiek się do mnie odzywa.
-Przykro mi...., ale nie. Ja po prostu jestem zagubiona. I nie wiem.... - Schowałam twarz w dłonie. Nie chciałam płakać, ale ostatnio łzy porostu leciały same.  -Nina nie wiem kim już jestem. Nie chce iść na to cholerne spotkanie ze starszyzną. Cały czas czuje się zagubiona i.... Chce żeby wszystko była po staremu. - Spojrzałam na nią mokrymi od łez oczami. Wpatrywała się we mnie ze smutkiem i zrozumieniem.
-Przykro mi Kay. Wiele ostatnio przeszłaś, ale musisz się z tym pogodzić. To nadal ty. Musisz mi uwierzyć. Po prostu jesteś zmęczona i wystraszona, ale to spotkanie wcale nie będzie takie złe. Naprawdę obiecuje. Wiem, że dasz sobie radę i odnajdziesz właściwą drogę do swojego Ja. Tylko po prostu pogódź się z tym, że nie będzie, jak dawniej, ale też nie jest zupełnie inaczej. - Uśmiechnęła się delikatnie, ale jej słowa wcale mnie nie uspokoiły. Wciąż miałam mętlik w głowie. Zamówiłyśmy kawę i ciastka i gadałyśmy o bzdetach. Nie chciałam już nikogo niepokoić swoim stanem. Poradzę sobie sama. O ósmej Nina odprowadziła mnie do domu, pożegnałyśmy się ja poszłam do swojego pokoju a rudowłosa do pokoju Tonego. Rzuciłam torby w kąt, zdjęłam buty i zanurzyłam się w pachnącej pościeli. Włożyłam do uszu słuchawki i po prostu już o niczym nie myśląc usnęłam.

-Hej - Czyjś szept wyrwał mnie z krainy snu. Uchyliłam ciężkie powieki i spojrzałam zaspana na Krisa. Kucał przy moim łóżku z lekkim uśmiechem. - Hej śpiochu. - Nie był zły. Powinien. Powinien się na mnie złościć. Uratował mi życie, a ja tak naprawdę wypominałam mu to zamiast być po prostu wdzięczna. Idiotka ze mnie!
-Hej. - Odszeptałam choć w środku cała się gotowałam.
-Gotowa powitać nowy dzień? - Pokręciłam głową i zakryłam twarz poduszką. Poczułam jak odciąga moje ręce na boki tak że poduszka usunęła się niżej odsłaniając moją twarz i musnął delikatnie moje usta. - Proszę. Spróbuj. - Przyciągnęłam go bliżej.
-Możesz zostać w tym łóżku ze mną. - Wymamrotałam.
-Kusząca propozycja, ale dziś musisz wstać z łózka i pójść ze mną. Jak wrócimy będziemy leżeć ile tylko będziesz chciałam
-Kris ja się boje ich. - Starałam się by mój głos się nie załamał.
-Wiem skarbie, ale będę cały czas przy tobie, dobrze? - Patrzył na mnie błagalnie. Wiedziałam, że to jego obowiązek i jakby tylko mógł, wcale by mnie do tego nie zmuszał.
-No dobrze. - Przytulił mnie mocno i pozwolił wstać z łóżka.
-Kocham cie. - Wyszeptał - Ubierz się, a ja poczekam na dole. - Pokiwałam głową i poczekałam aż wyjdzie. Wykonałam poranną toaletę a potem wcisnęłam się w nowe jeansy, biało czarny sweterek i balerinki. Z niechęcią zeszłam na dół. Kris rozmawiał z Tonym. Brat na mój widok uśmiechnął się szeroko.
-Cześć królewno.- Podszedł do mnie i pocałował mnie w czubek głowy.
-Nie powinieneś go w ogóle tu wpuszczać. - Powiedziałam z uśmiechem patrząc na Krisa.
-Nie wiem czy pamiętasz, ale on ma przewagę. Walczy z wampirami i wilkołakami, co to dla niego taki marny człowiek jak ja. - Zażartował Tony.
-Może bym cie oszczędził. - Oświadczył zielonooki, przyciągając mnie do siebie.
-Może... Pocieszające.
-Lepsze to niż nic, co nie? - Wywróciłam oczami, splatając swoje palce, z palcami Krisa. - Idziemy? - Spytał delikatnym, jak jedwab głosem.
-Skoro musimy...

Moje serce biło, jak oszalałe, a oddech był urywany, jakbym przebiegła maraton. Ze zdenerwowania pociły mi się dłonie. Stałam po środku ogromnej białej, chłodnej sali. N przeciw mnie, a raczej to ja stałam na przeciw czterech osób. Dwie kobiety, dwóch mężczyzn. Siedzieli za długą ciemną ławą w drewnianych tronach. Musiało być im cholernie niewygodnie. Ich twarze były, jak z kamienia. Zero emocji... Nawet nie mieli zmarszczek, a przecież byli starszyzną. To było przerażające. Mierzyli mnie twardym wzrokiem... Na pewno się nie zaprzyjaźnimy.
-Kayla... Jesteś interesującym przypadkiem. - Te słowa wypowiedziała kobieta. Blond włosy miała ściągnięte ścisło do tyłu i upięte w idealnego koka. Zimne niebieskie oczy nie zdradzały żadnych uczuć.
-Tak? Czemu?
- Po pierwsze jesteś córką Camil. Po drugie wiedziałaś o nas za nim zostałaś przemieniona, a po trzecie nie wiemy kim jest twój ojciec.
-I co w związku z tym? - Mój głos był nieprzyjemny i miałam nadzieje, że oni nie wyczuwają mojego strachu.
- Nie mamy pewności, czy nie masz podobnych zamiarów co matka...
-Nie jestem taka, jak ona.
-To się okaże. Przejdźmy do rzeczy. Jesteś tancerką...
-Byłam. - Przerwałam jej.
-Dobrze, byłaś. - Chyba się uśmiechnęła, ale nie byłam tego pewna. - Czyli jesteś w miarę sprawna. Będziesz mogła zacząć od treningów dla średnio zaawansowanych. - Marne pocieszenie.
-Kto będzie mnie trenował?
-Myśleliśmy nad tym dosyć długo i doszliśmy do wniosku, że Kris będzie dla ciebie najlepszym opiekunem i trenerem. - Odetchnęłam z ulgą. - Ale musisz pamiętać, że czasem wcale nie przekłada się to dobrze na związek. Kris będzie musiał przeistoczyć się z twojego kochanka w trenera.
-Rozumiem.
-Będziesz mogła zmienić nasz wybór, ale masz na to tylko miesiąc.- Skinęłam głową.
-Kris zostanie poinformowany o reszcie. Nie chcemy zaprzątać ci tym głowy.
-Dziękuje. - Nie były to szczere podziękowania.
-Musisz wiedzieć, że bycie  stróżem to wielka odpowiedzialność i ryzyko, ale dzięki temu chronisz ludzkość, stajesz się bohaterem. Czasem poświęcenie swojego życia jest nieuniknione. Od chwili, gdy pójdziesz na pierwsze polowanie będzie cie obowiązywała zasada'' Twoje życie jest mniej warte niż zwykłego człowieka.''


Przepraszam, że znów taki krótki i za wszelkie błędy. Wybaczcie, że tyle czekaliście, ale nie mogłam zebrać się by go napisać. Nie wiem kiedy pojawi się następny i czy w ogóle się pojawi. W każdym bądź razie jeszcze raz przepraszam i dziękuje za uwagę. Pozdrawiam! ;*

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Obserwatorzy