Obserwowałam każdy jego powolny, ale pewny krok, gdy się do mnie zbliżał. Czas leciał powoli, a moja krew w żyłach była niczym rozgrzana lawa. Odległość między nami stawała się coraz mniejsza, ale ja wciąż byłam zastygła w bezruchu. Co teraz będzie? Zadałam sobie to pytanie w myślach, jednak tak naprawdę nie chciałam znać odpowiedzi na to pytanie. Z nikczemnym uśmiechem pochylił się nade mną, patrząc szyderczo prosto w moje oczy. Pachniał świeżością, jakby miętą połączoną z cytryną. Nie tego się spodziewałam. Dokładniej przyjrzałam się jego twarzy. Był przystojny, gdyby nie te oczy...
Ostre wyraziste rysy twarzy przełamane jasną delikatną skórą. -Chłopiec z porcelany. -Pomyślałam, omal nie wymawiając tych słów na głos. Nie wyglądał na dużo starszego ode mnie. To przykre, że taki młody człowiek stał się bestią. No bo ty chyba była bestia, prawda?
- Wielu uważa to za chorobę, koniec. Moim zdaniem to początek do lepszego życia. - Wychrypiał. - Nic lepszego dotąd mi się nie przytrafiło. - Dotknął mojego policzka. Jego dotyk był zimny, lodowaty, szorstki. - Myślę, że tobie też by się spodobało. Wampiry to nie bajka kochanie, możesz stać się jednym z nich. - Wymamrotał i w jednej sekundzie stał za mną. Mogłabyś wszystko. - Mój oddech zwolnił, gdy odgarnął włosy z mojej szyi. Może to było głupie, ale wierzyłam w każde jego słowo. Z niespotykaną czułością i delikatnością musnął wargami zagłębienie w szyi tuż nad obojczykiem. - Staniesz się moją królową. - Wyszeptał i złożyła na mnie piekący pocałunek. Jęknęłam z bólu, ale wciąż się nie ruszałam. Moje oczy rozwarły się szerzej. Chciałam krzyczeć w agonii, ale nie mogłam. Czułam jak z każdą chwilą upływa, ze mnie życie. W głowie słyszałam jego głos: '' To tylko chwila bólu, do wiecznego życia... Bądź śmierci.'' Strach we mnie narastał, nie chciałam umierać. Mówią, że w tej chwili przed oczami staje ci całe twoje życie, ja widziałam tylko deszczowe, nocne niebo, które i tak powoli zanikało. Jakby nie patrzeć w sumie była to piękna śmierć, trochę żałosna ale wciąż piękna. Zimny chłopiec puścił mnie gwałtownie powodując mój upadek na kolana. Klęcząc w strugach deszczu, opatulona czernią, krwawiąc, musiałam wyglądać niczym upadły anioł. Uśmiechnęłam się do siebie. Za sobą słyszałam jakieś szmery, czyjś głos, ale był zbyt niewyraźny bym mogła go zrozumieć. Położyłam się na plecach i przymknęłam oczy. Było mi teraz błogo. Poczułam , że się unoszę. Boże czy ja lewituję? Uchyliłam powieki i zamrugałam parę razy. Ktoś trzymał mnie w ramionach. Czy to ten czerwonooki chłopiec? Nie, ten ktoś był cieplejszy. Wzięłam głęboki oddech i zapadłam się w bezgraniczną ciemność.
*
Jednego czego byłam pena to, to że nie znajduję się w niebie. Obudził mnie nieprzyzwoicie silny ból głowy i suchość w ustach. Gdy otworzyłam oczy oślepiło mnie jasne światło, odruchowo zamrugałam i przekręciłam głowę na bok. Dopiero teraz dałam sobie sprawę, że nie znajduje się w swoim pokoju. Z niepokojem podparłam się na łokciach, co spowodowało, że przez moje ciało przeszedł bolesny impuls. Rozejrzałam się dookoła. W pomieszczeniu oprócz łózka, na którym leżałam, znajdowały się jeszcze trzy. Wszystkie puste i nic prócz nich nie było. Ściany miały obrzydliwy pomarańczowy odcień, od którego chciało mi się rzygać O co tu do cholery chodzi? Oddech uwiązł mi w gardle na wspomnienie zakapturzonego chłopaka. Delikatnie dotknęłam piekącego miejsca na szyi. Było ono zaklejone plastrem. Moje serce zabiło szybciej. Przecież to było niedorzeczne, musiało mi się to przyśnić. W takim bądź razie jak się tu znalazłam? Wstałam z łóżka. Oprócz za dużej koszulki nie miałam na sobie niczego więcej. Zaniepokoiło mnie to najbardziej. W nogach łóżka leżały moje rzeczy. Suche i złożone w kosteczkę. Szybko je na siebie włożyłam ciągle zerkając na drzwi, do których już ubrana podeszłam i chwyciłam za klamkę. Lekko ustąpiła pod moim naciskiem. Za drzwiami znajdował się długi i szeroki, jasny korytarz. Stanęłam na środku wysłuchując jakiegokolwiek dźwięku, ale się nie doczekałam. Po nieskomplikowanej wyliczance ruszyłam w lewo. Na końcu korytarza znajdował się hol z... Recepcją? Podeszłam do młodej, rudowłosej dziewczyny stojącej przy masywnym biurku, która przekładała jakieś papiery., wyglądające jak karty pacjentów.
-Przepraszam? - Dziewczyna odwróciła się w moją stronę z sympatycznym uśmiechem. - Czy mogłabym dowiedzieć się gdzie jestem, i jak tu się znalazłam? - Spytałam nieprzyjemnym głosem.
-Ty jesteś Kayla. - Kiwnęłam głową zaskoczona, że zna moje imię - Myślę, że ktoś inny chciałby ci to wytłumaczyć.
-Kto? - Byłam co raz bardziej zirytowana.
-Chodź, zaprowadzę cie. - Ruszyłyśmy w głąb innego korytarza, już nie tak jasnego. Na ścianach widniały malunki, przedstawiające wampiry, wilkołaki, sceny mordu i zaciętej walki. To wszystko robiło ogromne wrażenie. Jeden z rysunków zaintrygował mnie szczególnie. Przedstawiał wysokiego silnego mężczyznę z ogromnym srebrnym mieczem na plecach i krwawiącą wampirzycą w ramionach. Krew kobiety spływała do czarnego kielicha. W oczach wojownika można było dostrzec czystą nienawiść do stworzenia, trzymanego w rękach. Postacie wyglądały jakby miały zaraz zejść, ze ściany i stanąć obok mnie. Było to prawdziwe dzieło sztuki. Zatrzymałyśmy się przed dwuskrzydłowymi drzwiami z ciemnego drewna, ze złotymi zdobieniami.
-Wejdź do środka, a dostaniesz odpowiedzi na swoje pytania. - Rudowłosa powiedziała to poważnie, ale na jej twarzy wciąż gościł uśmiech. - No na co czekasz? - Spojrzałam na nią marszcząc czoło. - Idź. - Chwyciłam za złotą klamkę i weszłam do pokoju, który okazał się biblioteką. Na środku stał okrągły stół przy którym siedział Tony i Kris. Na ich widok zaschło mi w gardle. Gdy zielonooki mnie dostrzegł wstał i zacisnął szczękę.
- Co to kurwa ma znaczyć?!
Przeczytałeś? Komentuj. :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz