-Nie mieliśmy wyjścia. Inaczej byś umarła - Moje serce bilo, jak oszalałe. - Nie mogłem na to pozwolić. Może... Zachowałem się, jak egoista, ale jesteś dla mnie zbyt ważna, bym mógł pozwolić ci odejść. - Oczy zaszły mi łzami. Miałam wrażenie, że zaraz eksploduje. - Powiedz coś - Szepnął, załamanym głosem. Odwróciłam od niego wzrok. Co miałam powiedzieć? Wyznałam mu kiedyś, że zaczynają kręcić mnie wampiry i wilkołaki, ale nie do tego stopnia, by stać się stróżem. - Kay... - Wzięłam głęboki, drżący oddech.
-Jestem teraz taka, jak ty. - Powiedziałam cicho, uśmiechając się delikatnie, próbując go jakoś pocieszyć. - Dziękuję. Uratowałeś mi życie. - Mój głos był bez wyrazy, ale mówiłam szczerze. Nie chciałam być stróżem, ale dzięki niemu żyłam.
-Chryste, nie dziękuj. - Wychrypiał i pochylił się nade mną. - Gdybym tylko mógł nie zrobiłbym ego. - Kiwnęłam głową.
-Wiem - Przymknęłam oczy. - Wiem.
-Wybaczysz mi kiedyś? - Mimo woli zachichotałam.
-Mam ci wybaczyć, uratowanie mi życia? Nie bądź głupcem.
-To co wtedy powiedziałaś.. To prawda? - Spojrzałam na niego zdezorientowana.
-Co powiedziałam? - Kąciki jego ust nieznacznie się uniosły.
-Że mnie kochasz.
-Och - Moje serce zabiło szybciej. Powiedziałam to? Boże powiedziałam to i nawet tego nie pamiętam. Jestem taka żałosna. Na jego przystojnej twarzy zaczął malować się niepokój. Uniosłam rękę i zaczęłam zataczać koła kciukiem na jego policzku. - Tak. To prawda. - Jego oczy błysnęły radośnie i musnął delikatnie moje usta. Wplotłam palce w jego włosy, przyciągając go bliżej, jednocześnie pogłębiając pocałunek. Tak bardzo chciałam mieć go blisko.
-Tak bardzo się o ciebie bałem - Szepnął z ustach przy moich wargach. - Wariowałem z tęsknoty. Nie wybaczyłbym sobie, gdybyśmy cie nie znaleźli. - Uśmiechnęłam się, wpatrując się w jego oczy.
-Ale już tu jestem. Prawie cała i zdrowa - Zażartowałam, ale przez jego twarz przemknął cień bólu. - Nie zamartwiaj się. Jestem tu. Żyje i co najważniejsze możemy być razem.
-Tak to najważniejsze. - Owiał mnie słodki zapach z jego ust. Odsunął się i przysiadł na krawędzi mojego łózka, ale wciąż był blisko.
-Czy ta rana nie powinna się zagoić wraz z moją przemianą? - Spytałam.
-Boli cie? - Od razu stał się zaniepokojony. Położyłam dłoń na jego ręku.
-Nie - Mówiłam prawdę. - Jestem ciekawa. - Odetchnął z ulgą.
-Nie wszystkie rany się goją od razu. Wprawdzie proces gojenia potrwa o wiele krócej niż gdybyś była człowiekiem, ale najwidoczniej twój organizm nie potrzebuje tylko przemiany, ale także czasu. - Kiwnęłam głową ze zrozumieniem.
-Co powiedzieliście mojej mamie, bo chyba nie prawdę? - Wyszczerzył zęby w uśmiechu. Cieszyło mnie to, że się trochę rozluźnił.
-Nie. Tony skłamał, ze zostałaś jeszcze na trochę w Chorwacji z tatą.
-Pewnie się tym nawet nie przejęła. - Skwitowałam beznamiętnym głosem.
-Dzwoniła do ciebie kilkakrotnie, a Nina jakimś cudem świetnie cie naśladowała.
-Nie wierzę, jesteście okropnymi kłamcami. - Parsknął śmiechem.
-Tylko w wypadkach krytycznych. - Westchnęłam odrobinę zmęczona.
-Jak długo już tu leże?
-Prawie tydzień - Nie byłam zaskoczona. - Powinnaś odpocząć.- Stwierdził, całując mnie czoło.
-Zostaniesz ze mną? Nie chce być sama, wciąż męczyły mnie koszmary. - Uśmiechnął się delikatnie i ułożył się obok mnie, przygarniając mnie do siebie ramieniem.
-Już nigdy nie odejdę.
-To poważna obietnica. - Zaśmiałam się sennie.
-Tylko takie chce ci składać. - Odgarnął włosy z mojej twarzy, a ja zaraz zapadłam w sen, ale nie śniły mi się już żadne koszmary. Był tylko on.
*
-Powiedziałeś jej? - Uchyliłem powieki i spojrzałem na Ninę, która opierała się o framugę drzwi, przyglądając się mi i śpiącej obok Kayli.
-Tak. - Odparłem przyciszonym głosem.
-Wszystko? - Pytała podejrzliwie. Wywróciłem oczami i wstałem, starając się nie zbudzić Kayli. Podszedłem do niej i wyprowadziłem, ją z pokoju.
-To o czym powinna wiedzieć. - Powiedziałem poważnie. Nie chciałem okłamywać Klayli, ale po co ją stresować?
-Jakie szczegóły ominąłeś? - Spytała szyderczo. - Niech zgadnę, zapewne pominąłeś fakt, ze Nathaniel uciekł. Nie wiem, jak mogłam spudłować. - Jej mina była skwaszona. Nikt jej za to nie obwiniał, wystarczyło, że sama się zadręczała. - Zgadłam? - Wpatrywała się we mnie intensywnie.
-Tak. - Przed Niną i tak się nic nie ukryje.
-Uważasz, że to mądre nie mówić jej tego? - Westchnąłem z irytacją.
-Nina daj spokój. Nie chce jej stresować.
-Jasne. I tak się dowie.
-Wiem. - Spuściłem wzrok na swoje buty.
-Nie łatwiej jej powiedzieć od razu?
-Nie. - Warknęłam.Cofnęła się o krok, świdrując mnie wzrokiem.
-Uspokój się Kris. Nie jestem twoim wrogiem, pamiętaj. - Rzekła i odeszła. Oparłem się o ścianę, wypuszczając z sykiem powietrze z płuc. Może miała racje. Może powinienem jej o tym powiedzieć, ale chciałem ustrzec ją przed kolejny niebezpieczeństwem. Na niczym innym mi nie zależało. Przeczesałem włosy i wróciłem do pokoju. Wciąż spała. Uśmiechnąłem się pod nosem.
-Kocham cie Kay - Powiedziałem cicho. - Nie dam cie więcej skrzywdzić.
I znów po długiej przerwie pojawia się kolejny rozdział. :) Mam nadzieje, że się podoba i cierpliwie będziecie czekać na następny. ;) Pozdrawiam. ;)