Usiadł na brzegu łóżka, wyciągając przed siebie długie nogi. Spoglądał na mnie spod wachlarzu ciemnych rzęs.
-Jestem Emanuel.
-No... Eee cześć?
-To pewnie szok dowiedzieć się, matka jest taką suką. - Spojrzałam na niego zaskoczona.
-Nie lubisz jej.
-To mało powiedziane. - Zagryzłam wargę, próbując go rozgryźć.
-Więc dlaczego?
-Dlaczego tu jestem? - Pokiwałam głową, siadając na fotelu stojącym nieopodal. - A co jeśli powiem ci, że nie tylko stróże próbują się jej pozbyć.
-Chcesz mi wmówić, że wampiry także są przeciwko niej.
-To aż takie dziwne.
-Tak. Nie rozumiem czemu? Jest dla was przyszłością.
-Bądź klęską. Nikt nie chce być pod jej władaniem. Jeżeli jej na to pozwolimy dotychczasowy świat się skończy. - Zaśmiałam się bez krzty humoru.
-Kto by przypuszczał, że bóg i szatan mają jeden cel.
-Nie jesteś jedną z nich.
-To prawda. - Uśmiechnął się do mnie zalotnie.
-Skąd wiesz o ich i naszym istnieniu? - Spuściłam wzrok na swoje splecione dłonie, przypominając sobie o Krisie.
-Mój przyjaciel jest jednym ze stróży.
-Cóż, mogłem się tego spodziewać. - Podniosłam na niego smutny wzrok.
-Gdzie my w ogóle jesteśmy? Jak się stąd wydostać?
-Uważasz, że gdy nienawidzimy oboje tej szmaty, to ci pomogę? Wciąż jesteś tylko dla mnie pożywieniem. Nie stałem się przez to kimś lepszym. - Zacisnęłam zęby.
-A mimo to siedzisz tu, rozmawiasz ze mną, zamiast pić mojej krwi. - Zatarł swoje dłonie, posyłając mi rozbawiony uśmiech.
-No dobra faktycznie, jest trochę inaczej.
-Więc co to za wyspa? Nigdy o takiej nie słyszałam.
-Nic dziwnego. Znajdujemy się w innym wymiarze. - Zrobiłam wielkie oczy, mając nadzieje, że się przesłyszałam.
-Co proszę?
-Inny wymiar złotko. Jest ich całe dwanaście.
-Ale to niemożliwe.
-A wampiry i wilkołaki są możliwe? - Spytał ironicznie. - Pogódź się z prawdą.
-Jak, jak można się przemieszczać między wymiarami? - Ostatnie słowo wymówiłam, jakby było zaklęte. Musiałam uporządkować to sobie w głowie. To wydawało się kurewsko dziwne, ale czy nie tak samo myślałam, gdy dowiedziałam się o wampirach, stróżach i tych kundlach?
-W każdym wymiarze istnieje jeden jedyny portal. Nie można utworzyć innego, ponieważ zachwiała by się równowaga i cały wymiar uległ by zniszczeniu. By przejść przez portal należy mieć klucz. Są to jedyne w swoim rodzaju kamienie, amulety, w skrajnych wypadkach zaklęcia.
-Wiedzą o tym nieliczni, prawda?
-Tak. Inaczej zapanował by chaos. Każdy chciał, by się przemieszczać między wymiarami.
-Jak udało się to Camil?
-Uwięziła jednego z najstarszych wampirów, a zarazem mistrza magii, który ją wszystkiego nauczył w kilka miesięcy.
-Mistrza magii?
-Tak kochaniutka magia istnieje. Miał w posiadaniu dwa klucze. Jak się domyślasz do tego wymiaru zwanego wyspą mroku, a także do smoczego jaja. Tyle jej wystarczało, by się ukrywać i eksperymentować.
-Jak ty się do niej dostałeś?
-Od wielu lat zajmuje się jej poszukiwaniem. Gdy oznajmiłem, że chce być taki jak ona i służyć jej wiecznie, przyjęła mnie w swe łaski.
-Tak po prostu od razu ci zaufała?
-Oczywiście, że nie, ale aktualnie jestem jednym z jej najbardziej zaufanych wampirów.
-Zdradliwy z ciebie oszust. - Uśmiechnął się szelmowsko.- Gdzie jest portal? - Wzruszył ramionami.
-Nie wiem.
-Jak to?
-Portale się przemieszczają. Odnaleźć je może tylko ten kto ma klucz. - Zacisnęłam dłonie w pięści.
-W taki razie murze go zdobyć.
-Wiesz, że porywasz się na śmierć.
-Siedzenie bezczynnie jest porywaniem się na śmierć.
-Nie widzę nic złego w byciu wampirem.
-A ja owszem. - Wstał szybkim ruchem i podszedł do mnie podając mi swoją dłoń.
- Boisz się, że przestał by cie kochać? Musiałby cie zabić.
-Nie wiem o czym mówisz. - Skłamałam.
-Oczywiście. Zapraszam na śniadanie w towarzystwie twej matki. - Przyjęłam jego dłoń i wciąż w piżamie powędrowałam na dół. Stół był nakryty pięknym białym obrusem, a Camil w olśniewającej złotej sukni siedziała na samym, jak zwykle jego czele. Wyglądała ślicznie. W głębi duszy zazdrościłam jej tego wyrafinowanego wyglądu. Stojąc w koszuli nocnej, którą znalazłam w szafie, czułam się przy niej, jak male bezbronne kaczątko, które zostało posłane na pożarcie.
-Usiądź. - Powiedziała łagodnym głosem. Z niechęcią zajęłam miejsce naprzeciwko niej. - Mam nadzieje, że dobrze ci się spało.
-Nie za bardzo. - Powiedziałam kąśliwie.
-Och, no cóż. Chyba mi przykro. - Uniosłam brwi do góry, spoglądając na nią z grymasem nienawiści. Emanuel podsunął mi pod nos kieliszek wody, który przyjęłam z wdzięcznością. Upiłam łyk i spojrzałam w ślad odchodzącego wampira.
-Zamierzasz mnie stąd wypuścić, gdziekolwiek jesteśmy?
-Emanuel w swoim czasie ci wszystko wytłumaczy, ale myślę, że pobędziesz z nami jeszcze przez długi czas. Podoba mi się ta wyspa.
-Mi nie jeżeli chcesz znać moje zdanie.
-Ono jest mało ważne. - Włożyła do idealnych ust kawałek winogrona. - Urządzamy bal z okazji twojego przybycia. - Dodała.
-Tu?
-Tak.
-Kto niby ma się na nim zjawić?
-Tylko kilkadziesiąt zaufanych wampirów. Przy okazji zaprezentuje im Nathaniela.
-Uważasz, że cie poprą?
-Jestem tego pewna. - Parsknęłam, patrząc jej prosto w oczy.
-Żebyś się nie pomyliła.
-O to się nie martw. - Jej głos był chłodny i surowy.
-Czy mogę chociażby opuścić to zamczysko i pozwiedzać wyspę? - Spojrzała na mnie spod przymrużonych powiek.
-W sumie czemu nie.
-Dziękuje za twą łaskę.
niedziela, 23 czerwca 2013
czwartek, 20 czerwca 2013
Rozdział 18
Zacisnęłam zęby i wstałam od stołu. To było dziwne, ale składało się do kupy. Musiałam pogodzić się z faktem, że ta pieprzona suka była moją biologiczną matką. A jedynym moim celem w tej chwili było ją zabić, za nim ona zrobi to ze mną.
-Nie masz nade mną żadnej władzy - Powiedziałam jej prosto w oczy i ruszyłam do pokoju, który miał być zapewne moją sypialnią.
-Stój - Syknęła.
-Wypchaj się - Wściekła wpadłam do komnaty i zatrzasnęłam za sobą ciężkie drzwi. Zrzuciłam z siebie sukienkę i z powrotem założyłam swoje stare ubrania. Co ja mam teraz zrobić? - Zadając sobie to pytanie, przeszukałam cały pokój w poszukiwaniu swojego telefonu, który miała przy sobie jeszcze na lotnisku. Niestety, zadbała o to by się go pozbyć. Zrozpaczona usiadłam na łóżku, twarz chowając w dłoniach. Zaczęłam się kołysać w przód i tył powtarzając sobie, że to tylko koszmar, jednak gdy z powrotem spojrzałam przed siebie miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Nie chciałam stać się kimś takim jak ona. Nie mogłam stracić swojego dotychczasowego życia. Kris'a, który powiedział mi, że mnie kocha i, mimo że nie odpowiedziałam wcale się tego nie domagał. Musiałam się stąd wyrwać. Tylko czy to było w ogóle możliwe? Podeszłam do wielkiego okna, a widok za nim zaparł mi dech w piersiach. Byliśmy na wyspie, a o jej brzeg rozbijały się fale ciemno niebieskiej wody. To nie była Chorwacja, a już na pewno nie Nowy Jork. W taki bądź razie gdzie się znajdowaliśmy? Otworzyłam okno, a zimny wiatr rozwiał moje włosy. Spojrzałam w dół i straciłam wszelką nadzieje na to, że kiedykolwiek się stąd wydostane.
-Nie masz nade mną żadnej władzy - Powiedziałam jej prosto w oczy i ruszyłam do pokoju, który miał być zapewne moją sypialnią.
-Stój - Syknęła.
-Wypchaj się - Wściekła wpadłam do komnaty i zatrzasnęłam za sobą ciężkie drzwi. Zrzuciłam z siebie sukienkę i z powrotem założyłam swoje stare ubrania. Co ja mam teraz zrobić? - Zadając sobie to pytanie, przeszukałam cały pokój w poszukiwaniu swojego telefonu, który miała przy sobie jeszcze na lotnisku. Niestety, zadbała o to by się go pozbyć. Zrozpaczona usiadłam na łóżku, twarz chowając w dłoniach. Zaczęłam się kołysać w przód i tył powtarzając sobie, że to tylko koszmar, jednak gdy z powrotem spojrzałam przed siebie miałam ochotę rozpłakać się jak małe dziecko. Nie chciałam stać się kimś takim jak ona. Nie mogłam stracić swojego dotychczasowego życia. Kris'a, który powiedział mi, że mnie kocha i, mimo że nie odpowiedziałam wcale się tego nie domagał. Musiałam się stąd wyrwać. Tylko czy to było w ogóle możliwe? Podeszłam do wielkiego okna, a widok za nim zaparł mi dech w piersiach. Byliśmy na wyspie, a o jej brzeg rozbijały się fale ciemno niebieskiej wody. To nie była Chorwacja, a już na pewno nie Nowy Jork. W taki bądź razie gdzie się znajdowaliśmy? Otworzyłam okno, a zimny wiatr rozwiał moje włosy. Spojrzałam w dół i straciłam wszelką nadzieje na to, że kiedykolwiek się stąd wydostane.
***
Głuchy huk rozbrzmiał w pokoju. Poczułem pulsujący ból w zaciśniętej ręce.
-Kris! Oszalałeś? - Rudowłosa zerwała się z łóżka i podbiegła do mnie z zaniepokojoną miną. Chwyciła moją dłoń, ale natychmiast ją wyrwałem.
-Zostaw mnie! - Warknąłem przez zaciśnięte zęby. Przyłożyła swoje czoło do mojego i spojrzała mi prosto w oczy.
-Znajdziemy ją. Całą i zdrową. Wierze, że ci się uda. - Wyszeptała. Przymknąłem oczy, powstrzymując tym łzy, które się w nich zebrały.
-Jak? Jak mam ją znaleźć, gdy nie mam zielonego pojęcia gdzie jest i z kim?
-Nie pomyślałeś, że zrobiła to ta suka? - Wtrącił się Tony.
-Mówisz o Camil? - Przytaknął.
-Przecież braliście pod uwagę, że ten chłopak jest je sługą.
-Tak to prawda, ale czego mogła by chcieć od Kay? - Zapytała zamyślona Nina.
-Jeżeli to ona... Musimy jak najszybciej ją znaleźć. Zlokalizować, cokolwiek, co by było choćby małą podpowiedzią. - Powiedziałem rozgorączkowany.
-Byle by szybko. Mama już się zaczyna o nią martwić. - Kiwnąłem głową i odwróciłem się w stronę okna. Na niebie wysoko wisiał już srebrzysty księżyc, który doprowadzał mnie do szału. Kolejny dzień, a ja nie miałem pomysłu co robić. Jeżeli coś się jej stanie, to będzie moja wina. Musiałem jak najszybciej zacząć działać za nim ona zrobi jej krzywde,. Moja Kayla. Gdzie jesteś? Przez ramie spojrzałem na Ton'ego i Nin'e, którzy siedzieli na moim łóżku wtuleni w siebie. Na ten widok mój żołądek zacisnął się boleśnie. Chęć dotknięcia Kayl'i zabijała mnie od środka. Doprowadzało mnie to do szału. Można było mnie porównać do narkomana, który jest na odwyku. Zrobi wszystko, byle by dostać do czego tak pragnie. Swojego narkotyku, uzależnienia.
***
Moje serce biło, jak oszalałe, a zimne powietrze paliło moje płuca. Pod gołymi stopami czułam, jak łamią się suche gałązki. Było ciemno, a jedynym światłem była oddalona poświata księżyca, który delikatnie chował się za chmurami. Co jakiś czas oglądałam się czy mnie goni, jak blisko jest. Kto? No właśnie to jest dobre pytanie. Nie wiedziałam kto to jest, ale była pewna, że jest niebezpieczny. Chce mnie skrzywdzić. Boleśnie. Wzrokiem szukałam jakiegokolwiek schronienia. Na marne. Chciałam krzyknąć, ale wtedy łatwiej by mnie znalazł. Co robić? Głośno dysząc, przystanęłam na chwile i rozejrzałam się dookoła. Nawet nie wiedziałam gdzie jestem. Las? Park? W oddali dostrzegłam połyskujące jezioro, w którym odbijał się już tylko sierp książęca. Nogi miałam, jak z waty, ale nie poddając się ruszyłam w stronę wody. Coś było nie tak z jeziorem. Z jego wnętrza wydobywało się jasne światło. Pochyliłam się nad nim mając nadzieje, że coś zobaczę, ale w tym momencie za plecami usłyszałam chrzęst łamanej gałęzi.
-Tu mi uciekłaś. - Tajemniczy głos rozbrzmiał w mojej głowie. Powoli się wyprostowałam i odwróciłam. Moim oczom ukazała się wielka, owłosiona, zaśliniona bestia. Jej małe wyłupiaste oczka wpatrywały się we mnie z pożądaniem i nienawiścią. Miałam ochotę zwymiotować. Cofnęłam się o krok i o mały włos nie wpadłam do dziwnego jeziora. Cichy śmiech, a potem warknięcie.
-Czego ode mnie chcesz?! - Krzyknęłam zrozpaczona.
-Twojej śmierci czy to tak wiele? - Głośni przełknęłam ślinę i spojrzałam na niego błagająco. - To na nic kochana. To twój koniec. - Powiedział to i skoczył w moją stronę. Z ust wyrwał mi się krzyk, gdy zatopił swoje ostre pazury w moim ciele. Krew trysnęła na ziemie, a ja wpadłam do jeziora, czując jak porywa mnie w swoje sidła. Chciałam krzyczeć lecz nie mogłam. Woda wypełniła moje płuca. Ostatni raz usłyszałam głośny ryk i zapadłam się w ciemność... Cała spocona poderwałam się do góry. Próbując uspokoić oddech rozejrzałam się po pokoju.
-To tylko sen. - Powiedziałam do siebie chicho. -Sen. - Do moich uszu dotarło ciche pukanie. Zarzuciłam na swoje spięte ramiona szlafrok i podreptałam do drzwi, za którymi stał nieznany mi wampir.
-Czego? - Spytałam zgryźliwie.
-Pani kazała cie obudzić.
-Możesz jej przekazać, żeby udławiła się swoją własną krwią. - Uśmiechnął się do mnie i oparł silną dłoń na drzwiach.
-Możemy porozmawiać? - Zadał to pytanie cichym tajemniczym głosem, który brzmiał podobnie, jak ten ze snu. Mimo woli pokiwałam głową i wpuściłam go do komnaty. Czy to był błąd?
Przepraszam, że tak długo nic nie pisałam, ale cierpiałam na brak weny. :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)